40 - czyli straszna studniówka

545 32 13
                                    

17:20 sobota, 11 stycznia

Ostatni raz krawat miałem na sobie w dniu ślubu Filipa i Julity. Wtedy zawiązał mi go mama. Dzisiaj bardzo starałem się zrobić to sam, ale miałem wrażenie, że nie może to wyjść tylko z jednego powodu.
Przecież niebieski, satynowy krawat w małe kwiatki należał do Juliana.
Bo gdyby był na przykład mój, to z pewnością bez problemu wszystko by mi się udało.
To przez Julka.
Dlatego zawiązał go ojciec.

- To twój? - zdziwił się zaraz po tym, gdy dał mi długi wywód. Bo jeśli krawat jest przyjętą normą w społeczeństwie, a ja zamierzam go nosić, to tata nie wyobraża sobie, że mogę nie potrafić go wiązać. Nie słuchałem. - Nie wiedziałem, że masz taki.

- Zuza mi pożyczyła, żeby pasował do jej kiecki - burknąłem. Uśmiechnął się delikatnie.
No kto by pomyślał, że pierwszym imieniem ze szkoły, jakie padnie w tym domu, będzie właśnie Zuza.

- Pamiętaj, żeby zabrać ten kotylion - dodała mama, wciskając mi w dłonie małe pudełeczko z kompozycją białych różyczek i zielonych listków na tasiemce, który kupiła z myślą o Zuzi. Mi taki sam, tyle że nie na rękę, wsadziła do kieszonki garnituru na piersi.

- Weź no... - jęknąłem.

- Natan, przecież na pewno będzie jej bardzo miło! - upierała się. Nie przyznałem się jej, że białe róże kojarzyły mi się tylko z Kubą.

- Mamo, ale to jest... nie wiem, no... jakbym z nią chodził, to może i bym jej dał takie coś. No ale nie przesadzajmy...

- Możesz powiedzieć, że to ode mnie, jak aż tak się wstydzisz - powiedziała kręcąc głową. Popatrzyłem na nią spode łba. Wytrzymała spojrzenie.

- No weź...

- Albo ty jej to dasz, albo ja - oznajmiła, kończąc tym samym rozmowę. Wydałem z siebie pokutniczy jęk, ale nic poza tym.

A potem zeszliśmy na dół i ojciec zrobił mi zdjęcie, którego bardzo nie chciałem. Potem zrobił zdjęcie mi razem z dziewczynami, bo zarówno Ula jak i Lusia bardzo ładnie ubrały się na to głupie wydarzenie. A na koniec ustawił samowyzwalacz i zrobił zdjęcie nam wszystkim. Bo cała rodzina uparła się, że przyjdzie oglądać, jak mylę kroki poloneza.
Nie tak ubrali to w słowa.

Poszliśmy do garażu, wsiedliśmy do auta, to Ulce przypadła najgorsza fucha otwierania i zamykania bramy. Nawet się o to nie kłóciła.
Na salę dojechaliśmy po dwudziestu minutach, a ja już mogłem wracać do domu. Studniówka mnie przerażała. Też dlatego nie chciałem na nią w ogóle iść.
Wszędzie na parkingu było pełno dziewczyn na wielkich obcasach, z wymyślnymi fryzurami, długimi sukienkami plączącymi się przez wiatr między nogami, starannie zrobionymi makijażami i paznokciami. Równie dużo było przerażająco zwyczajnie wyglądających chłopaków powciskanych w garnitury. Ta połowa odpowiadała mi o wiele bardziej.
Moją głupią rodzinę zostawiłem trochę z tyłu i wszedłem do budynku jako pierwszy. Odhaczyłem się na liście, oddałem kurtkę do szatni przeznaczonej dla nas i poszedłem do pomieszczenia sąsiadującego z główną salą. Moja klasa stała raczej razem. Magdy jeszcze nie było. Zuzia sama podpierała ścianę. Uśmiechnęła się na mój widok. Wyglądała naprawdę pięknie.
Jasne włosy do ramion kręciły jej się delikatnie, blade oczy okalał błękitny, błyszczący cień, a całość dopełniała długa, granatowa kreska w bardzo chłodnym odcieniu. Jej sukienka była na ramiączka, sięgała samej ziemi, dekolt miała raczej większy, niż mniejszy, a materiał mienił się w świetle lamp. Wyglądała jak szykowna kula dyskotekowa.
Wypadałem przy niej raczej blado.

- Cześć - rzuciła na mój widok.

- Cześć - odparłem. Miała na sobie szpilki, ale wciąż była ode mnie odrobinę niższa. Miłe to było uczucie. - Masz - mruknąłem, niemal wciskając jej w dłonie pudełko.

Punkt zwrotnyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz