11:35, poniedziałek, 30 kwietnia
Trwała właśnie lekcja WF-u, a Zuzka pomagała mi przełożyć nogę przez wysoki płot. Ona znowu nie ćwiczyła, a ja nie ćwiczyłem w ogóle. Dzisiejsze zajęcia były ostatnimi przed majówką i pierwszymi, które poprowadzono na świeżym powietrzu. Nauczycielka Zuzki kazała jej siedzieć na ławce z boku boiska i patrzeć na wszystko, bo trochę nie chciało się jej już wierzyć, że dziewczyna jest niedysponowana przez trzeci tydzień w tym miesiącu.
Blondynka poprosiła mnie, bym dotrzymał jej towarzystwa, a gdy tylko babka się odwróciła, zarządziła, że dajemy stąd dyla.
Użyła dosłownie tej frazy.- Uważaj, kurna, Zuza - syknąłem, gdy nagle zabrała ręce spod mojego buta, a ja ciężko upadłem kroczem na cienki pręt. Zsunąłem się na ziemię, opadając na nią plecami. Patrzyłem na bezchmurne niebo. Był cudowny dzień.
Jej plecak wylądował z głuchym trzaskiem koło mojej twarzy, a tuż za nim pojawiły się jej znoszone trampki. Zerknąłem na wyświechtane sznurówki i popękaną gumę.- Jesteś bardzo zrelaksowany jak na szkolnego zbiega - zauważyła, zasłaniając mi swoim głupim łbem słońce. Westchnąłem ciężko, powoli podnosząc się z ziemi. A ona była już kilka metrów przede mną, beztrosko zanurzając się w mały parczek graniczący ze szkolną palarnią i sporym kompleksem handlowym. Znajdował się na tyle blisko szkoły, że spokojnie każdy mógł wrócić na czas, a jednocześnie był na tyle ukryty, by nie wzbudzać podejrzeń. Po chwili dziewczyna rozsiadła się na trawie, rozkładając swoje krótkie nogi strasznie szeroko. Wyglądała, jakby miała zaraz zacząć się rozciągać.
Z kieszeni bluzy wyjęła paczkę papierosów i mnie poczęstowała, ale nie skorzystałem. Ostatnio rzadko miałem ochotę na to świństwo. Było to pewnie powiązane z tym, że od dwóch tygodni tylko raz odezwałem się do ojca.- Nie trzeba - mruknąłem, sadowiąc się na przeciwko niej. Spomiędzy młodych liści drzew przebijały się promienie słońca. Rozświetlały jej jasne włosy, nadając im lekko złotą poświatę. Te z przodu mogła już próbować zakładać za uszy.
- Bierz, jak daję - rozkazała, ciskając we mnie całą paczką. Zmarszczyłem brwi, zaglądając do środka. Wyglądały dziwnie. - Sama zwijałam - pochwaliła się, gdy niepewnie wziąłem jednego. Obejrzałem go i schowałem. Pokręciłem głową.
- Chyba nie dzisiaj - mruknąłem, chcąc jej je oddać, ale Zuzia uśmiechnęła się do mnie lekko. Przełknąłem ślinę.
- Zatrzymaj je - powiedziała, wyciągając z plecaka szklaną butelkę oranżady. - Serio. Są całkiem niezłe, a ja nadal pamiętam o moim małym arsenale schowanym gdzieś w twoim domu - zaśmiała się cicho. Przekręciła głowę nieco w prawo, zaciągając się papierosem. Towarzyszył jej przy tym niesamowity spokój. - Robisz coś za dwa tygodnie? - spytała niespodziewanie, świdrując mnie spojrzeniem swoich błękitnych oczu. - W weekend. - Wzruszyłem ramionami, gdy podała mi butelkę. Wypiłem kilka łyków. Oranżada przyjemnie musowała mi w ustach. - Urządzam domówkę - oświadczyła radośnie, czekając na moją reakcję. - Z okazji osiemnastych urodzin - uściśliła po chwili. A ja wpatrywałem się w nią tępo, jakbym miał jakieś porażenie mózgowe. Ciągle zapominałem, że jest starsza. - Moja matka wyjeżdża na dwa dni i nawet mi pozwoliła, wiesz? - roześmiała się, wypuszczając tym samym dym ze swoich płuc. Dzisiaj nie była pomalowana. Jej jasne brwi i rzęsy w ogóle nie pasowały do własnoręcznie zawiniętego peta. - I fajnie byłoby, gdybyś wpadł. Osiemnastego maja. Czaisz? Osiemnastka osiemnastego!
- Nie wiem, czy to dobry pomysł - wyznałem, przyglądając się jej uważnie. Pod czarną, rozpinaną bluzą miała obcisły top na ramiączka, a spod niego wystawał kawałek rażąco różowego biustonosza. Zerknęła na swoją pierś.
- Gapisz się na moje cycki? - zdziwiła się, przenosząc wzrok na mnie. Poklepała się po nich. Z zakłopotaniem ściągnąłem usta, bo jej cycki obchodziły mnie tyle, co odległość stąd to Chicago.
CZYTASZ
Punkt zwrotny
Novela JuvenilJest to druga część Efektu Ubocznego, która kreowała się w mojej głowie już od dawna. A na dole spoiler EU. Po śmierci Kuby nie dzieje się dużo. Dni zdają się być takie same, ciągną się nieznośnie, a dusza z każdym dniem boli coraz bardziej. Ale ki...