36 - czyli straszne odkrycie

674 39 16
                                    

Julian udobruchał jakoś Magdę. W ogóle się już nie dąsała, co było całkiem zaskakujące, bo myślałam że zajmie jej to trochę najwięcej czasu. Z drugiej strony Magda kochała Julka tak mocno, że wybaczyłaby mu rzeczy o wiele gorsze, niż przemilczenie jakiegoś pocałunku.
Niestety dobre wiadomości napływały tylko od tej dwójki, bo między moją siostrą, a Olkiem wcale nie działo się lepiej. Ulka snuła się ponuro po domu, trochę płakała, a ostatnie dwa wieczory z rzędu przyłaziła do mnie, by poleżeć zwinięta na moim łóżku, gdy ja próbowałem zmusić się do ułożenia planu powtórek maturalnych. Nie mogłem tego już znieść.

- Dzisiaj było tak, jakbyśmy się nie znali - mamrotała w moją poduszkę. Nakryła się kołdrą aż po samą głowę, a ja udawałem, że nie przeszkadza mi, że leży w mojej pościeli. - Rozmawiałam z dziewczynami na przerwie, a on przyszedł, stanął kawał ode mnie i nawet nie powiedział mi głupiego "cześć"...

- A ty mu powiedziałaś? - spytałem, obliczając ile zestawów maturalnych z matematyki powinienem robić tygodniowo. Dwa lub trzy. Bardzo śmieszne, nie ma szans. Może jedynie przez pierwszy i ostatni miesiąc.

- No nie...

- Może on pomyślał to samo?

- No ale...

- Nie gadając z nim raczej niczego nie poprawisz - zauważyłem, wyszukując w internecie arkusze z poprzednich lat. Ja pierdole. Ile ich niby jest. Nie ma szans.

- Ale... to on zaczął i...

- Ale - przedrzeźniłem ją. Moje łóżko skrzypnęło, zanim oberwałem jej kapciem w tył głowy. Obróciłem się na krześle, po czym odepchnąłem się od biurka i kawałek do niej podjechałem. - Jak ten pajac nic nie robi, to musisz wziąć sprawy we własne ręce - oznajmiłem z pełnym przekonaniem. Ula wydała z siebie pokutniczy jęk, po czym cała zagrzebała się w pościeli. Wstałem i podszedłem do niej. - Ulka...

- Co? - wyjęczała niewyraźnie. Odkryłem jej zapłakaną twarz.

- Zasmarczesz mi wszystko.

- Spieprzaj.

- To mój pokój - zauważyłem. To jeszcze bardziej ją rozwaliło. Zaczęła płakać na dobre. Nie miałem już do niej siły. Przysiadłem na brzegu łóżka i ostrożnie odgarnąłem jej mokre kosmyki z twarzy. Woda pociekła jej z nosa. - Wysmarkaj się - burknąłem, sięgając po chusteczki. Wzięła jedną i zaczęła dmuchać nos tak głośno, że mogłaby zbudzić tym pół osiedla. Ula chciała dzielić się swoim cierpieniem, chciała, by ktoś był przy niej. Bardzo nas to różniło.

- Przytulisz mnie? - wymamrotała. Odetchnąłem trochę głębiej, po czym niechętnie się do niej nachyliłem. Ona usiadła, pozwalając mi objąć się mocno. Jej palce zacisnęły się na moim swetrze, gdy wtuliła w niego twarz i zaczęła coś szlochać. Jej ramiona były bardzo miękkie w moim uścisku, kompletnie nie to, co ramiona Julka. Siedzieliśmy tak chwilę, aż sama się ode mnie nie odkleiła. Opadła ciężko na poduszki, zakryła twarz dłońmi.

- Może zrobiłbym nam po herbacie, co? - zagadnąłem po chwili. Wylazł z niej jakiś bliżej nieokreślony pomruk, więc wstałem uznając, że to zgoda. Wyszedłem na korytarz, ruszyłem w dół do kuchni. Nikogo tam nie zastałem. Nalałem wodę do czajnika, postawiłem go na kuchence, wyjąłem dwa kubki i czekałem. Miałem już dość rozlazłej Uli. Gdybym mógł, poszedłbym do Olka, wtargnął do jego domu, przyparł go do ściany i pięścią zagroził, że ma sobie to wszystko wyjaśnić z moją siostrą, albo za siebie nie ręczę. Ale tak nie mogłem. Nie do końca, bo wtargnięcie do czyjegoś domu nie było chyba zbyt mądrym pomysłem. Ale wcale nie musiałem posuwać się aż tak daleko, bo na stole leżał telefon mamy, a ona na bank miała numer Olka. Ula chyba mnie udusi.
Bez chwili wahania wziąłem komórkę ze stołu, odblokowałem ją, bo pinem był rok urodzenia Laury, a potem wszedłem w kontakty. Zapisała jego pełne imię i nazwisko, więc było to bardzo proste. Skopiowałem jego numer, by wysłać go do siebie SMS-em, a potem usunąć to z historii. I nagle to zobaczyłem. Wśród kontaktów mojej mamy widniało imię "Kuba". Coś ścisnęło mnie w piersi.
To był jego numer.
Wpatrywałem się w to przez chwilę. Bo nawet ja usunąłem go w końcu jakiś rok temu. Ja to zrobiłem. A ona nie.
Wszedłem w konwersację, by nagle zobaczyć dziesiątki wiadomości, jakie moja mama wysyłała martwemu Kubie. Aż usiadłem. Pierwsza była ze stycznia zeszłego roku, a ostatnia sprzed dwóch tygodni. Każda z nich opisywała to, co u mnie słychać. Były raczej krótkie, nigdy niedostarczone. Przy każdej widniał czerwony wykrzyknik, bo ten numer został dezaktywowany.
Było mi trochę słabo.

Punkt zwrotnyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz