44 - czyli straszne emocje

445 33 7
                                    

Nie dało się z Julkiem rozmawiać. W piątek zachowywał się jak cień Magdy - na przerwach nie odstępował jej na krok, nie było w ogóle żadnej możliwości, żebym pogadał z nim sam na sam. Ale nie to, że ja jakoś bardzo się starałem. Bo strach mnie zżerał od środka. Bo co ja mu niby miałbym powiedzieć? Przecież, po pierwsze nie wymyśliłem jeszcze niczego, a po drugie nie miałem pojęcia na czym stoimy. A myślałem dużo. Bardzo dużo. W nocy nie mogłem spać, biłem się z myślami czy do niego przypadkiem nie zadzwonić. Ale czym bardziej dojrzewałem do tego pomysłu, tym później było. Więc odpuściłem.
A potem miałem nadzieję, że jednak porozmawiamy. Jakoś. O czymś. Trochę chociaż.
I dopadłem go w końcu w szatni, bo kończył zajęcia o godzinę wcześniej, niż my.
Gdy wypatrzyłem go w tłumie licealistów przy szafkach, stał i rozmawiał z Kasią. A we mnie zabuzowało, jak tylko ją zobaczyłem. Bo gdyby był to ktokolwiek inny. Ale z jakiegoś powodu coś krzyczało we mnie, że ta dziewczyna powinna trzymać od Julka z daleka. I chciałem obrócić się na pięcie i odpuścić, ale w ostatniej chwili zrobiłem jednak krok w ich stronę. Ona pierwsza mnie zobaczyła. Pomachała mi. Odwzajemniłem. Julian obrócił się przez ramię, a z jego twarzy nie dało się nic wyczytać.

- Hej - rzuciłem, przystając. Uniósł brwi. - Możemy chwilę pogadać? - poprosiłem, patrząc na niego zdecydowanie. - Sami - dodałem. Kasia zrozumiała aluzję od razu. Uśmiechnęła się przepraszająco i rzuciła do Julka, że poczeka na zewnątrz. A on zawahał się. Zerknął na zegarek.

- Trochę się spieszę - ocenił. No myślałem, że go tam uduszę.

- Julek - jęknąłem. - Proszę. Przepraszam za wczoraj. Nie bądź taki.

- Jaki? - spytał. Zawisło to między nami. Cisza. Kilka sekund. Już prowadziliśmy taką rozmowę. Jezu. - Przestań, nie ma o czym rozmawiać. Też trochę przesadziłem. Jest okej.

- Nie jestem przekonany.

- Posłuchaj, naprawdę trochę się spieszę. Pójdę już, dobra?

- A... a może mógłbym wpaść po południu? - rzuciłem z nadzieją. Chciałem to rozwiązać. Chciałem, żebyśmy byli ze sobą całkiem szczerzy. Nie ważne, co przyniosłoby to ze sobą. Ale Julian pokręcił głową.

- Nie, chyba nie. Poważnie mówiłem. Chcę przestać.

- Ale... - zająknąłem się. Głupio mi się zrobiło strasznie. - Nie to miałem na myśli. Porozmawiać tylko...

- Naprawdę, spieszę się już. Poza tym mam plany na dzisiaj. Jutro się widzimy u Magdy, nie? - rzucił, okręcając szyję szalikiem. - Do zobaczenia - dodał, zostawiając mnie przy swojej szafce. Patrzyłem za nim. Dawno nie było mi tak przykro.

A następnego dnia wcale nie miałem ochoty nigdzie wychodzić. Tata próbował mnie zagadnąć, pewnie o całą tę sytuację, ale zbyłem go kompletnie. A czym bliżej było dziewiętnastej, tym mniej mi się chciało. Potem minęła godzina, a ja wciąż leżałem zagrzebany w pościeli, rozważając w swojej głowie wszystkie zachowania Juliana z ostatnich kilku miesięcy i próbowałem znaleźć jakąkolwiek wskazówkę, która potwierdziłaby tezę mojego ojca. I mógłbym podciągnąć pod nią całą masę większych i mniejszych zdarzeń. Ale ja przecież też robiłem i mówiłem takie rzeczy, których dwuznaczność jest wręcz przytłaczająca. Prawda?
Ale ja byłem jakiś ślepy.
Lub umyślnie niczego niezauważający.
Lub po prostu głupi.
Chyba ta ostatnia opcja jest najbardziej prawdopodobna.

Rozległo się pukanie do moich drzwi. Zaraz po nim Ula zajrzała do środka.

- Hej - rzuciła cicho. Nie widziałem jej twarzy, było na tyle ciemno w pokoju, że światło z korytarza, padające na jej plecy, całkiem psuło mi obraz.

Punkt zwrotnyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz