51 - czyli straszne przytłoczenie

421 28 16
                                    

wtorek, czternasty kwietnia

Wczoraj nie dałem rady podnieść się z łóżka i pójść do szkoły. Siły na to nie miałem, a mamę spróbowałem przekonać, że chyba będę rzygał, że coś mi zaszkodziło. Finalnie to nawet była prawie prawda, bo z tego mojego dziwnego stanu mdliło mnie cały dzień. A gdy tylko myślałem o zapiekance ziemniaczanej, autentycznie mi się cofało. Chyba już nigdy jej nie tknę.
Co więcej, nie odebrałem też dwóch telefonów od Julka, ale wiedziałem że to naprawdę chujowa zagrywka z mojej strony, dlatego po południu oddzwoniłem. Pytał czy wszystko w porządku, skłamałem że tak. A potem powiedziałem, że jednak nie. Zmartwił się. Zaproponował, żebym do niego przyjechał, ale szczerze mówiąc, na to też nie miałem psychy. Obiecałem mu, że jutro już będę w szkole, dlatego we wtorek rano zwlekłem się z łóżka, wziąłem szybki prysznic, założyłem czyste ciuchy i wylazłem z pokoju. Wpadłem prosto na Ulę, która ewidentnie szła do mnie. Spojrzenie miała twarde.

- Masz korektor? - spytała chłodno, na co mało nie usiadłem. To była nasza pierwsza interakcja od tamtego momentu.

- Spierdalaj - powiedziałem jej tylko, wymijając ją na korytarzu. Zszedłem na dół, rzuciłem plecak pod ścianę, wlazłem do kuchni. Tata robił sobie kanapki do pracy, a Laura jadła tosty z dżemem, oglądając jakieś głupie filmiki na swojej komórce. Oboje się do mnie lekko uśmiechnęli, co naprawdę spróbowałem odwzajemnić.

- Co zjesz? - spytał delikatnie ojciec.

- Nie wiem, coś. Nic. Nie wiem - wymamrotałem, siadając ciężko przy stole. Tata odłożył nóż i podszedł do mnie.

- Trochę lepiej? - zapytał, a twarz miał zatroskaną. Wzruszyłem ramionami.

- Już nie rzygam - mruknąłem. Zrobił znaczącą minę, bo przecież nie o to pytał. Westchnąłem. - Nie bardzo - przyznałem ostatecznie.

- Mogę coś dla ciebie zrobić?

- Tak, wydziedziczyć Ulkę - wyjęczałem, garbiąc się całkiem i kładąc czoło na stole. Poczułem rękę taty na moich barkach, uścisnął moje prawe ramię. - I może rozwieźć się z mamą - dodałem ciszej, tak na wszelki wypadek. Ojciec westchnął głęboko.

- Już i tak się do mnie nie odzywa - rzucił. Spojrzałem na niego, przekręcając głowę trochę w bok. - Powiedziałem jej, że przesadziła.

- Nie prawda, powiedziałeś, że ją pojebało - wtrąciła się Laura z powagą. Usiadłem prosto. Ojciec zmarkotniał.

- Co? - roześmiałem się nagle. - Naprawdę jej tak powiedziałeś? Matce?

- Nie jestem z tego dumny - oświadczył sucho. - A tobie, młoda damo, to uszy kiedyś uschną, jeśli będziesz tak podsłuchiwać - pouczył Laurę, ale ta dla odmiany udała, że ogłuchła. Odnalazłem spojrzenie ojca. Jezu. Do czego to doszło? Żeby tata stawiał się mamie przeze mnie?

- Ale źle jest jakoś? - spytałem, znowu trochę przytłoczony. Pokręcił głową.

- Nie, Nat, nie. Nie przejmuj się. Powiedziałem po prostu co uważam. Okropne to wszystko było.

- Tak - zgodziłem się cicho. Ojciec zaproponował, że zrobi mi śniadanie i tak właśnie postąpił. Kanapki z serem i pomidorem, dużo pieprzu, tak jak lubiłem. I sok jabłkowy. Rany. Nie wiem, kiedy ostatnio zjadłem rano coś innego niż suchą bułkę albo płatki. - Odwieźć cię dzisiaj do szkoły? - spytał, gdy ja kończyłem szklankę soku. Zaskoczył mnie strasznie. Ostatnio do szkoły odwiózł mnie z półtora roku temu.

- Nie trzeba...

- Lusię dzisiaj podrzucam, możesz się zabrać z nami - dodał, patrząc na mnie z jakąś taką troską.

Punkt zwrotnyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz