13 - czyli straszny początek roku

443 33 5
                                    

9:48, poniedziałek, 3 września, 2018 rok

Lato było straszne. Ale chyba jeszcze straszniejszy był fakt, że ojciec podwiózł mnie pod same drzwi szkoły, że dokuśtykałem do wejścia i ledwo udało mi się dotrzeć do środka. Poczułem, że się tu duszę, a gdy w tłumie drugoklasistów dostrzegłem głowę Zuzi zrobiło mi się jeszcze gorzej. Nie odezwała się do mnie od maja. Ani razu nie napisała, by spytać czy wszystko u mnie w porządku, ani choćby, by upomnieć się o swoje rzeczy, których i tak już z resztą nigdy nie odzyska. Moi rodzice wylali alkohol i spuścili zioło w toalecie, każąc mi na to patrzeć. A mnie było wszystko jedno, nawet mi trochę ulżyło, bo po tym z Zuzką nie łączyło mnie już nic.
Po za tym dziewczyna nie dała też znać, jak ona się trzyma. I choć ja miałem ochotę się z nią skontaktować, też tego nie zrobiłem. Bo nie chciałem się jej narzucać, bo ona chyba uważała, że to ja zepsułem wszystko. A moim zdaniem było kompletnie na odwrót.
Dlatego stłumiłem w sobie złość, gdy zorientowałem się, że na rozpoczęcie roku ubrała się jak tania prostytutka. Jej spódnica ledwo zakrywała pośladki, zakolanówki zsuwały się z ud, a koszula była bardziej rozpięta, niż zapięta. Zrobiło mi się strasznie smutno.
Ktoś trącił mnie ramieniem, bo stałem na środku korytarza. Ruszyłem przed siebie na salę gimnastyczną, ginąc w tym całym tłumie. Wszyscy byli ogromni, miałem wrażenie, że topię się w morzu ich ciał. Zacisnąłem zęby przedzierając się do przodu. Rozejrzałem się po sali i w rzędach po prawo dostrzegłem resztę mojej klasy.
Wydaje mi się, że z dwudziestoma osobami z trzydziestu jeden nigdy nie zamieniłem ani słowa. Choćby jakiegoś głupiego "cześć", czy zadania pytania o następną lekcję lub notatki. A jeśli o notatkach mowa, to uważnie uzupełniłem w sierpniu wszystko to, co wysyłała mi pod koniec roku Magda. Nawet jej podziękowałem.
Bardzo na rękę było mi, gdy dostrzegłem, że Zuzia wraz z Konradem zajęli miejsca gdzieś z tyłu pomieszczenia, z dala od innych. On objął ją ramieniem, a ja prawie się udusiłem.
Chyba szybko się pocieszyła.

Z goryczą opadłem na ostatnie wolne plastikowe krzesło obok dwóch dziewczyn z mojej klasy. Ta bliżej mnie, szatynka, uśmiechnęła się ładnie i powiedziała, że ma nadzieję, iż z moją nogą wszystko w porządku i że dobrze mnie widzieć. To było tak absurdalne, że nie miałem nawet pojęcia, co powinienem jej odpowiedzieć. Ją też dobrze widzieć? Choć nie byłem nawet pewny, czy dobrze kojarzę jej nazwisko?
Na szczęście po kilku sekundach prosto przed nami pojawił się dyrektor w brązowym, lekko znoszonym garniturze. Mikrofon zapiszczał, gdy spróbował uciszyć uczniów, a gdy wreszcie opanowano problemy techniczne, powiedział kilka miłych słów zdecydowanie zbyt głośno.
W powietrzu wisiało podekscytowanie, masa ludzi w moim wieku kręciła się niespokojnie, ciągle można było usłyszeć jakieś szmery rozmów i chyba tylko ja czułem się dzisiaj tak samotny. Bo znowu znalazłem się w punkcie wyjścia. Sam.
Po przemówieniach kilku nauczycieli oraz chłopaka, który osiągnął najlepszą średnią w zeszłym roku, kazano nam powstać, by odśpiewać hymn. To było strasznie żenujące. Nie pamiętałem takiej tradycji, pewnie dlatego, że przez ostatnie lata omijały mnie wszelkie uroczystości związane z rozpoczęciami i zakończeniami semestrów. A wszyscy dookoła dumnie prężyli piersi, stali na baczność, wyglądali jak kretyni. Przyłapałem się na tym, że czekam na jakiś uszczypliwy komentarz od Zuzi. Z pewnością powiedziała coś do Konrada. Skuliłem się w sobie, przestając śpiewać.
Po tym znowu usiedliśmy, ja chyba najszybciej ze wszystkich, a na środek sali wyszedł ten absurdalnie wysoki blondyn, którego Zuzka zwykła nazywać małporękim. Jego pojawienie się wzbudziło spore zamieszanie. Ludzie wyciągali się na swoich krzesłach, by widzieć go jak najlepiej.
Co i tak nie było trudne.

- Cześć - zaczął, a mikrofon znowu jęknął przeciągle. Miałem ochotę zatkać uszy, a kilkoro uczniów zaczęło się śmiać. Zrobiło mi się za nich głupio. Ale on nie zareagował, jakby wszystko szło po jego myśli. - Jak pewnie część z was wie, nazywam się Julian i chciałbym zapowiedzieć wam występ kółka teatralnego... - A jego dalsze słowa zagłuszyły wiwaty pomieszane z chichotami. Ktoś z tyłu coś krzyknął, ale ja starałem się wychwytywać słowa chłopaka. Nie widziałem jeszcze ani jednego przedstawienia, a zdania na ich temat były podzielone. Przynajmniej ja usłyszałem dwie skrajne opinie - od Zuzi i od reszty szkoły. A on czekał ze spokojem, aż wszyscy się uciszą. Poprawił mankiet białej koszuli. - Nad tym małym spektaklem pracowaliśmy ostatnie dwa tygodnie - podjął wątek, rozglądając się uważnie po sali. Popatrzył gdzieś w moją stroną i się uśmiechnął. Zmarszczyłem brwi i dopiero po dwóch sekundach zorientowałem się, że tuż za mną siedzi Magda i gorączkowo do niego macha. Oni chyba dobrze się znali. - Gdy na początku sierpnia otrzymaliśmy maila od szanownej dyrekcji - spojrzał w stronę wszystkich pracowników szkoły - z propozycją wystąpienia na rozpoczęciach wszystkich roczników, bardzo się podekscytowaliśmy. Jednak środek wakacji okazał się nie być najlepszym momentem na spotkanie zespołu. Dlatego chciałbym prosić was o wyrozumiałość, bo prób w pełnym składzie nie byliśmy w stanie zorganizować tylu, ilu moglibyśmy sobie życzyć. A i korzystając z okazji w imieniu całej grupy teatralnej, pragnę zaprosić każdego, kto chciałby do nas dołączyć w środę o piętnastej czterdzieści pięć do sali polonistycznej na drugim piętrze. Tam będą odbywały się cotygodniowe spotkania. I jest to chyba jedyna pewna rzecz w planie działalności szkoły przez najbliższe tygodnie - dodał z szerokim uśmiechem, a jego słowa wywołały salwę śmiechu i oklasków. Zestresowałem się. Czułem, że wszystkich zgromadzonych łączą jakieś wspomnienia, czują się częścią tej społeczności.
A ja tu po prostu nie pasowałem.

Punkt zwrotnyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz