4 - czyli strasznie źle wydane pieniądze

479 38 2
                                    

8:12, środa, 21 luty

Ściskałem w dłoniach mój pierwszy sprawdzian z fizyki. Pisaliśmy go pod koniec zeszłego tygodnia i naprawdę bardzo, bardzo dużo się do niego uczyłem, choć po wizycie w domu Kuby było to wyjątkowo trudne. Do siebie wróciłem roztrzęsiony, niosąc pod pachą siatkę z kilkoma ubraniami chłopca. Wieczór spędziłem ze zbiorem zadań i swetrami Kuby, które na siebie powciągałem. Jeden na drugi.
Zerknąłem na moją pracę. Czerwone, tłuste cztery widniało w prawym górnym rogu. Poszło mi zadziwiająco dobrze i naprawdę, strasznie chciałbym się z tego cieszyć, ale nie czułem nic. Byłem w środku pusty, hulał we mnie obojętny wiatr, który nasilił się po powrocie z porządków rzeczy chłopca, a z każdym dniem tylko przybierał na sile. Był jak tornado, wielkie, niszczycielskie i nie zostawiające nic po sobie.
Co ciekawe, przestałem też płakać. O ile każdy wieczór przez ostatnie miesiące nie mógł obyć się bez choćby kilku łez, to od czwartku nie uroniłem ani jednej. Odłożyłem kartkę na ławkę i wyjrzałem przez okno. Prószył śnieg, który topił się zaraz po zetknięciu z asfaltem, nie zostawał na ziemi nawet kilku sekund. Znikał tak szybko, jak się pojawił.
A w klasie panował gwar.
Ludzie, których imiona powoli zapamiętywałem, porównywali swoje sprawdziany, kłócili się z nauczycielem o nieprawidłową liczbę punktów lub przepisywali do zeszytów niektóre zadania. Rozmawiali ze sobą. Byli razem. Ale ja nie chciałem się w to mieszać. Nie chciałem im przeszkadzać, ani próbować się wpasować, bo teraz nie pasowałem już chyba do nikogo.

- Co dostałeś, pało? - spytała Zuza, siadając na krześle po mojej prawej stronie. Nie dawała mi spokoju, ale nawet zbytnio mi to nie przeszkadzało. W sumie nic mi już nie przeszkadzało. Pochwyciła moją kartkę. - Cztery? - parsknęła, pokazując mi swoją solidną jedynkę. Uśmiechnęła się do mnie złośliwie, ale nie byłem w stanie tego odwzajemnić. Zmierzyła mnie krytycznym spojrzeniem. - Wyglądasz jakbyś miał na sobie wór na ziemniaki - skomentowała czerwoną bluzę Kuby, którą dał mi w lipcu.

- I kto to mówi - mruknąłem, bo ona też nie wyglądała najlepiej. Dzisiaj zaprezentowała się w dresach i rozciągniętym, spranym golfie, który kolorem przypominał jej płowe włosy. Nie wiedziałem do końca, o co z nią chodzi. Raz przychodziła do szkoły pomalowana, w dopasowanych ubraniach, a następnego dnia wyglądała jak bezdomny. Na dziś zdecydowanie przypadał ten drugi wariant.

- Ja przynajmniej nie mam cieni pod oczami - odgryzła się, lekko do mnie uśmiechając. Chyba pierwszy raz zrobiła to w miły sposób. Trochę mnie zemdliło. - Czy ty czasami sypiasz?

- Przespałem ostatnie trzy miesiące, to mi wystarczy - oświadczyłem, próbując podciągnąć kąciki ust do góry. Ale nie umiałem, mięśnie mojej twarzy całkiem zesztywniały. Dziewczyna zerknęła ukradkiem na nauczyciela, który był aktualnie zajęty sprawdzianem jakiegoś blondyna, po czym wyjęła z torby czekoladowego batona.

- Chcesz? - spytała, rozrywając opakowanie. Pokręciłem przecząco głową. - Ty masz jakiś strajk głodowy? - wybełkotała, szybko przełykając wafelka. Czułem się, jakbym siedział tu za karę. - Wyglądasz jak chodząca śmierć.

- Zuza, weź się czasem przymknij - westchnąłem, obsuwając się niżej na krześle. Miałem ochotę zsunąć się z niego całkiem na ziemię, schować się pod ławką.

- O, świetnie, teraz mam się przymknąć, a potem będzie 'Zuza, daj peta!' - prychnęła, patrząc na mnie spod jasnych rzęs. Zgromiłem ją spojrzeniem. To prawda, że coraz bardziej podobało mi się palenie. Smak tytoniu kojarzył mi się z pogrzebem Kuby, z moimi szesnastymi urodzinami, ale z jakiegoś powodu całkiem lubiłem to wspomnienie. Nie sam pogrzeb, to było straszne, ale to rozmowa z jego tatą nie dawała mi spokoju. I chyba zaczynałem rozumieć, dlaczego ten mężczyzna tak często sięgał po papierosy. Chwilowe, słodkie otępienie, kilka minut dla ciebie samego, słaby plaster na zszargane nerwy.

Punkt zwrotnyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz