Rozdział 18

593 47 205
                                    

Ostatnie dni były dziwne dla Jamesa. Trudno mu było samemu uwierzyć, jak bardzo wszystko zaczęło się zmieniać, i to z tak przewrotnym tempem! Jeszcze miesiąc temu nigdy w życiu nie podejrzewałbym — bynajmniej nie! — że za niedługo będzie chodził z Leą Foley.

Wciąż nie potrafił się przyzwyczaić do tej nowej sytuacji. Myślał wielokrotnie przed snem o tym wszystkim, ale w dalszym ciągu nie był w stanie tego faktu zaakceptować. Dziwnie się czuł. Wcześniej nigdy nie miał żadnej dziewczyny, tylko przez długi czas uganiał się z Evans, która, cóż, go nie chciała.

Niby zdecydowanie lubił Leę. Była naprawdę w porządku dziewczyną, można było z nią porozmawiać na wszystkie tematy. Była typem takiej kumpelki. Głównie ich rozmowy skupiały się na quidditchu, różnych zabawnych historiach z życia oraz rodzinie. Mimo wszystko jednak za każdym razem potrafili znaleźć punkt wspólny wszelkich tematów, co ostatecznie wspaniale się łączyło.

Po prostu James ją lubił — nic dodać, nic ująć, a jednak bez przerwy jego myśli zaprzątała jedna, malutka sprawa... James nie mógł odpędzić się od wrażenia, że przecenił swoje uczucia co do Lei i tak naprawdę była dla niego nikim innym, jak zwyczajną dobrą koleżanką.

Rozmawiał nawet o tym z Syriuszem, ale ten bez przerwy machał na to dłonią.

— Słuchaj, no — mówił Syriusz. — Od zawsze sądziłem, że ostatecznie skończysz z Evans, ale to nie oznacza, że nie możesz spróbować czegoś nowego. Daj się ponieść życiu, młody jesteś, panie Potter! Młody! A jak wam nie wyjdzie, to nie wyjdzie. Mówi się trudno i idzie dalej, nie? Co ma być to będzie, a jak nie będzie, to nie będzie, trudno.

Tak więc za radą swojego najlepszego przyjaciela James starał się odpychać na bok te wszystkie dobijające myśli, że daje Lei fałszywe znaki i nadzieje na coś, czego nie będzie. Tak jak Syriusz — machnął na to dłonią i stwierdził, że jak ma im nie wyjść, to nie wyjdzie i trudno. Tymczasem chciał spróbować, naprawdę chciał.

Co ma być to będzie, a jak nie będzie, to nie będzie, trudno — jak stwierdził erudyta Syriusz. To stało się od owej pamiętnej rozmowy mottem życiowym Jamesa.

W czasie zajęć z transmutacji siódmoroczni przerabiali dział z transmutacją ludzką. James ślęczał nad książkami i przy lusterku, próbując nieudolnie zmienić kolor swojej brwi. Syriusz, który siedział tuż obok, bez przerwy marszczył nos jak królik i poprawiał ułożenie swoich włosów.

— Panie pięknisiu — zażartował James — coś pan taki zakochany we własnym odbiciu?

— Jest co podziwiać, to patrzę — wyszczerzył zęby i mrugnął zawadiacko.

— Z której strony? — rozległ się damski głos.

Siedząca kawałek dalej Stella odwróciła się do Syriusz i zmierzyła go wzrokiem. To samo uczyniła Lea, która jednak spojrzała zaraz na Jamesa i uśmiechnęła się promiennie. Odpowiedział tym samym.

— Grimes, Grimes, o to chodzi, że z każdej — wytłumaczył, jakby mówił do małego dziecka, Syriusz, a następnie zapozował jak model. — Nie zaprzeczaj, bo pożałujesz!

— Już się boję, Black — parsknęła śmiechem, a potem jej wzrok padł na Remusa. — Widzę, że tobie wychodzi transmutacja.

— Wyglądam jak sałatka — mruknął na to Remus i uniósł kilkukrotnie jasnozielone brwi do góry, na co Stella tak głośno się zaśmiała, że McGonagall zmuszona była ją uciszać swoim zdegustowanym tonem.

Huncwoci zachichotali pod nosami, kiedy McGonagall odeszła od przepraszającej za swoje zachowanie Stelli. Wtedy Krukonka się do nich odwróciła i z najbardziej wściekłą miną, na jaką było ją stać, pokazała im język. Syriusz od razu odpowiedział tym samym.

Do samego końca • JilyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz