Rozdział 27

602 48 280
                                    

Przez ostatnie dni, od swoich urodzin, chociaż teoretycznie to jeszcze trochę wcześniej, Lily nie mogła się odbyć od poczucia, że Potter coraz bardziej ją do siebie przyciągał. Prezenty, które dał jej na urodziny — w szczególności ta bransoletka, informująca o niebezpieczeństwie, bardzo złapały ją za serce. Nie sądziła, że James był skory do tak uroczych i wzruszających rzeczy. Takiego, czyli nie pacana, go jeszcze nie znała.

Czternastego lutego miała pójść z Dorcas i Marią do Hogsmeade, ale to wyjście, choć uwielbiała tę wioskę czarodziejów, nie ekscytowało ją jak zawsze wcześniej. Tego dnia chodziła z głową w chmurach, bez przerwy rozmyślając o... Jamesie.

Po czasie, po tych kilku miesiącach, zorientowała się, że naprawdę się strasznie zmienił w porównaniu do tego, co było w zeszłych latach, kiedy nie odstępował jej na krok i nie dawał przestrzeni osobistej. Było to wtedy bardzo frustrujące dla Lily, a jego końskie zaloty wprowadzały ją w białą gorączkę.

Od września na tym ostatnim, siódmym roku, wyraźnie stał się dojrzalszy pod każdym względem. Oczywiście wciąż miał w sobie tę dziecinną iskrę, ale ona wcale nie przeszkadzała Lily. Przecież każdy dorosły posiadał w sobie coś z dziecka.

Zaczęło jej się nawet to podobać, że tak bardzo starał się dla niej zmienić. W końcu była dziewczyną, a fakt, że jakiś chłopak tak bardzo się o nią starał nawet dla takiej Lily był ekscytujący tudzież miły.

Dorcas wielokrotnie nasuwała w stronę Lily sugestie, żeby dała Jamesowi szansę. Maria też ciągle do niego nawiązywała i wzdychała, jaki to on nie stał się romantyczny i dojrzały. Lily przez długi czas to irytowało, ale teraz zrozumiała, że niepotrzebnie, bo obie dziewczyny miały rację. To ona była zbyt uparta na swoim, aby im to przyznać.

Kiedy po posiłku wraz z przyjaciółkami wyszła z Wielkiej Sali, pod drzwiami czekał na nią James we własnej osobie, idealnie dobierając okazję do rozmowy, kiedy był podmiotem jej myśli.

— Hej... Możemy porozmawiać? — zapytał James.

Skinęła głową i rozdzieliła się tym samym z Dorcas i Marią, które, z porozumiewawczymi uśmieszkami, wspólnie ruszyły w stronę Hogsmeade, nawet na nią nie czekając. Zupełnie jakby wiedziały, na co szykował się James.

— Chciałem... — zawahał się. — Posłuchaj, ja naprawdę się zmieniłem. Wiem, że wcześniej, no... Byłem dzieciuchem. Żałuję, że tak do ciebie podszedłem, to było głupie, nawet jak na mnie. Chciałem tylko zwrócić twoją uwagę, myślałem, że to ci się spodoba. Wtedy nie wiedziałem, że ciebie nie kręcą takie rzeczy. I trudno się właściwie dziwić... — zmieszał się.

Lily bez słowa i z uwagą wysłuchiwała potoku słów Jamesa.

— Rozumiem, że jeszcze możesz nie być gotowa. Zwłaszcza, że dopiero co zaczęło się pomiędzy nami bardziej układać... Może to za szybko, może tak... Nie chcę niczego znowu psuć. Zależy mi na tobie, naprawdę mi zależy. Te wszystkie sztuczki, które w ostatnich latach stosowałem, może i były słabe, ale szczere. Były poważne, choć, tak... Ja nie jestem poważny. Nigdy nie chciałem cię nimi skrzywdzić i zdenerwować, naprawdę.

— Do rzeczy — poprosiła ze spokojem.

— Chciałem zapytać, czy nie poszłabyś ze mną do Hogsmeade — przeszedł do sedna. — Niekoniecznie na randkę, a po prostu na... ee... przyjacielskie spotkanie czy coś takiego. Chciałbym ci w tym dniu pokazać, że wcale nie jestem takim durniem, za jakiego mnie masz. Proszę, daj mi szansę. Jeśli nie spełnię twoich oczekiwać, to obiecuję, że dam ci spokój.

Przyjrzała się, jak James kładzie rękę w geście w obietnicy w miejscu, gdzie leży serce. Zamyśliła się. Była bardzo niepewna tego wyjścia. Sądziła, że to było jeszcze za wcześnie, ale propozycja tego, że to nie musi być żadna randka, ją zachęcała.

— Przyjacielskie spotkanie? — upewniła się.

— Tak, nie wyjdę z niczym głupim. Tylko przyjacielskie spotkanie. Tylko rozmowa — zapewnił z powagą.

Jeszcze przez chwilę uważnie wpatrywała się w twarz Jamesa, jakby chcąc dostrzec nutkę kłamstwa w jego mimice. Tak się jednak nie stało. Zorientowała się, że James naprawdę niczego po tym spotkaniu nie oczekiwał, zaś pragnął tylko rozmowy i chwili spędzenia czasu sam na sam. W głowie Lily zaświtały słowa Dorcas, że nie chciała dać mu szansy. Postanowiła zmienić swoje stanowisko. Postanowiła mu zaufać i dać tę jedną szansę.

— W porządku, pójdę z tobą na to przyjacielskie spotkanie — podkreśliła dosadnie dwa ostatnie słowa.

Na twarzy Jamesa pojawił się tak wielki uśmiech, że Lily, choć bała się, czy tego później nie pożałuje, na ten moment cieszyła się, że nie odmówiła.

— Świetnie — wypalił. — Świetnie, bardzo się cieszę. Obiecuję ci, że tego nie zepsuję. No to... Chyba możemy iść? Czy chcesz jeszcze gdzieś skoczyć?

— Możemy iść.

Przez większość drogi szli w ciszy. James czasami ją zagadywał, ale głównie panowała pomiędzy nimi nieco niezręczna cisza, choć oboje bez przerwy powtarzali sobie, że było to tylko przyjacielskie spotkanie. Lily z zaskoczeniem zorientowała się, że zwykle śmiały i pewny siebie jak mało kto James tym razem wydawał się być wręcz nieśmiały, co było nie do pomyślenia. Gdyby ktoś jej powiedział, że ten chłopak może być skrępowany obecnością dziewczyny, to Lily by go wyśmiała. Najwyraźniej mówił prawdę i faktycznie mu na niej zależało.

W Hogsmeade pochodzili alejami, zajrzeli co do poniektórych sklepów, a ostatecznie zasiedli w harbaciarni u pani Puddifoot, gdzie wystrój wnętrza był idealny na czternastego lutego. Wszem wobec były serduszkowe, typowo walentynkowe akcenty. Zamówili sobie po słodkim placku i w końcu pokonali niezręczność wynikającą z całego spotkania. Rozpoczęli rozmowę.

Dziwnie było tak siedzieć wokół tych wszystkich zakochanych w sobie par, ale oboje starali się nie zwracać na to uwagi. Lily uwielbiała całe menu z tej herbaciarni, bo wszystko, co było tutaj dostępne, było słodkim doznaniem dla jej kubków smakowych. Wszelkie ciasta rozpływały się w ustach jak słodki miód.

Musiała przyznać, że z minuty na minutę rozmawiało jej się coraz przyjemniej z Jamesem, kiedy ten nie wygłupiał się, nie popisywał i nie próbował na siłę zwrócić na siebie uwagę. Lubiła go takiego, jakim był teraz. Taki w miarę spokojny, uprzejmy i bardzo skupiony na tym, aby niczego nie zepsuć.

To spotkanie było jednak zbyt idealne, aby nic nie miało się zdefektować. W głębi siebie od początku czuła, że zaraz stanie się coś, co wszystko zniszczy, całe to jak dotąd przyjemne wyjście. I miała całkowitą rację.

W pewnej chwili James stracił czujność i powiedział coś, czego nie powinien był mówić na przyjacielskim spotkaniu. W przypływie chwili złapał Lily za dłoń i rzekł, patrząc jej prosto w oczy:

— Kocham cię.

Przez chwilę ani drgnęła. Wpatrywała się w milczeniu w oczy Jamesa, nie dowierzając, że to powiedział. Jak mógł wszystko tak zniszczyć?! Ogarnęła ją wściekłość i rozczarowanie. To nie tak miało wyglądać, przecież mieli spędzić ten czas na zwyczajnych rozmowach, a nie na żadnych wyznaniach miłosnych, i to tak kompletnie znikąd!

Momentalnie wyrwała swoją dłoń spod uścisku Jamesa i się odsunęła na krześle. On zrobi to samo, kiedy do niego dotarł sens słów, które wypowiedział. Dostrzegła na jego twarzy blask paniki wymieszany ze wściekłością na samego siebie.

— Przepraszam! — wypalił. — Nie chciałem... Ja... Nie wiem, dlaczego to powiedziałem... Naprawdę tego nie planowałem! Przepraszam!

Wpatrywał się w napięciu w Lily, przerażony tym, co może zaraz zrobić. Oczekiwał zapewne na jakieś brutalne słowa, które zawierałoby w sobie coś w stylu: „Wiedziałam, że tak będzie, wcale się nie zmieniłeś", ale wtedy Lily zrobiła coś nieoczekiwanego. Coś, czego sama się nie spodziewała, że zaraz zrobi.

Wstała i pobiegła migiem do wyjścia bez ani słowa. Uciekła.

Do samego końca • JilyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz