Wyjście do Hogsmeade odbyło się w połowie października. Lily, Dorcas i Maria zawadziły jedynie o Miodowe Królestwo, aby uzupełnić zapasy, oraz o pub pod Trzema Miotłami, gdzie napiły się ogrzewającego ciało piwa kremowego.
Ciągłe wizyty w to samo miejsce nie były już aż tak ekscytujące, jak to było na trzecim roku, gdy po raz pierwszy zawitały do tej wioski czarodziejów, pełnej jeszcze nieodkrytych miejsc, ale przynajmniej dzięki Hogsmeade mogły odpocząć od ponurej rzeczywistości, wiszącymi nad głowami owutemami.
Dzień był słoneczny, znacznie cieplejszy od tych ostatnich, ale chłód w dalszym ciągu dawał o sobie znać. Wiatr nie był aż tak porywisty, ale nawet pomimo tego Lily po wkroczeniu do wspólnego pokoju wciąż czuła na swojej odkrytej szyi chłodne palce.
Całą trójką rzuciły się bezwładnie na kanapę. Pomieszczenie było znacznie mniej zaludnione niż zazwyczaj - większość uczniów wciąż nie wróciła, a w środku pozostała jedynie garstka młodszych osób.
— Cudowny dzień... — powiedziała cicho Maria, z wielkim uśmiechem na dziecinnej twarzy. Włożyła do ust jedną z gał czekoladowych, które zakupiła.
— Dla ciebie każdy dzień jest cudowny — zauważyła Dorcas.
— Bo każda chwila jest cudowna — zachwyciła się Maria, zagłębiając się na siedzeniu.
Lily uśmiechnęła się na te słowa, bawiąc się swoją różdżką. Wtedy do środka wspólnego pokoju wparowali Huncwoci, na czele z Jamesem.
— O, Evans, ty również już wróciłaś, jaka niespodzianka! Czyżby przeznaczenie? — zawołał James, a dziewczyna zauważyła, jak Syriusz, Remus i Peter wymieniają znudzone spojrzenia, mówiące dodatkowo sarkastyczne: „No jasne".
— No jaka cudowna niespodzianka... — wymamrotała Lily, posyłając ostre spojrzenie Dorcas, która uśmiechnęła się szelmowsko oraz Marii, która zrobiła rozmarzoną minę, patrząc to na Jamesa, to na Lily.
Chłopak usiadł na stoliku, naprzeciwko Lily siedzącej na kanapie i zmierzwił sobie włosy.
— Fasolkę? — zapytał, wyciągając przed siebie opakowanie z fasolkami wszystkich smaków.
Rudowłosa zmierzyła przysmak niepewnym spojrzeniem.
— Jasne! — zawołała nagle Dorcas. Wpadła wręcz na zaskoczonego Jamesa i wyrwała opakowanie, a następnie wepchnęła sobie do buzi trzy fasolki na raz.
— Pytałem Evans... ale dobra — stwierdził. Rzucił Dorcas, która właśnie przegryzała w buzi trzy fasolki, zaciekawione spojrzenie.
— I jak? Gluty? Woszczyna? Wymioty? — dociekał Syriusz, który usiadł na stoliku obok najlepszego przyjaciela, nonszalancko się na nim opierając.
— Coś dobrego... — stwierdziła z zamyśleniem Dorcas.
— Nie gadaj! Trzy dobre? — nie dowierzał James.
— Ktoś tu ma najwyraźniej więcej szczęścia — rzekł z rozbawieniem Remus. Usiadł na kanapie obok Lily i wgryzł się w czekoladę.
— To znaczy? — zapytała rudowłosa.
— James trafił sześć razy pod rząd na... Cóż, niezbyt satysfakcjonujący smak.
— Niezbyt satysfakcjonujący smak? — zawołał oburzony James. — Chyba na próbę dokonania morderstwa na moich kubkach smakowych!
— Na tym to polega, głąbie — rzekł wszechwiedzącym tonem Syriusz, a następnie postukał przyjaciela palcem w czoło. — Używaj tego czasami.
CZYTASZ
Do samego końca • Jily
Fanfiction❝Nie w tym rzecz, Potter - wtrąciła. - Nie rozumiem twojego >kocham cię<. Dla mnie te słowa oznaczają wszystko, powierzenie całego swojego życia osobie, do której je kierujesz. Nie, nie przerywaj mi. Nie mogę być pewna, czy będziesz mnie kocha...