W czasie drogi do Wielkiej Sali na posiłek tego poranka Lily w głowie powtarzała wiadomości na test z zaklęć. Była naprawdę dobra z tego przedmiotu i poświęcała mu sporo czasu. W przeciwieństwie do Dorcas, która, choć faktycznie uzdolniona, nie uważała nauki za swój priorytet.
— Uważaj — powiedziała nagle Dorcas i pociągnęła zamyśloną Lily za ramię.
Niestety nie zdołała złapać również rozmarzonej Marii, która wpadła na jakiegoś chłopaka, odbiła się od jego klatki piersiowej i upadła na podłogę.
— Przepraszam bardzo! — zawołał blondyn i rzucił się, aby pomóc wstać z ziemi przestraszonej zaistniałą sytuacją Marii. — Wszystko w porządku? Nic ci się nie stało? Może zabrać cię do pani Pomfrey?
— Niee... — wybełkotała skołowana Maria i podniosła wzrok, a wtedy wyraz jej twarzy zmienił się gwałtownie. — Drew!
— Na Merlina! Mar! Nie poznałem cię w pierwszej chwili! — zaśmiał się głośno Drew.
Lily i Dorcas wymieniły zmieszane spojrzenia.
— To mój kuzyn! — pisnęła radośnie Maria.
— Aa... ten... — zrozumiała Dorcas. — Nie wiedziałam, że jest taki przysto-... Ałć! To znaczy miło mi cię poznać, Drew — dokończyła i zdzieliła Lily ostrym spojrzeniem, gdy ta nadepnęła jej na stopę.
— Mnie również! — zawołał ochoczo Drew i natychmiast uścisnął rękę Dorcas. Później podszedł do Lily, na której jego wzrok nieco dłużej się zatrzymał. — Lily, prawda? Jesteś... masz naprawdę... ładne włosy...! — zawołał nieco zbyt głośno i zaczerwienił się.
Lily uśmiechnęła się z rozbawieniem i uścisnęła mu wyciągniętą dłoń.
— Dziękuję.
Pod wpływem spojrzenia Lily Drew się jeszcze bardziej zarumienił i natychmiast zrobił krok w tył. Odchrząknął, luzując swój puchoński krawat, i ponownie skupił się na Marii.
— Dawno się nie widzieliśmy, musimy w końcu nadrobić zaległości, co, Mar?
— Pewnie! Do zobaczenia! — Pomachała mu energicznie Maria i z wielkim uśmiechem ruszyła w stronę Wielkiej Sali, a wraz z nią podążyły pozostałe Gryfonki. — Spodobałaś mu się, Lily.
— Co? — wydusiła zdumiona Lily.
— Nie uwierzę, że nie zauważyłaś — włączyła się Dorcas. — Patrzył na ciebie, jak na ósmy cud świata.
— Przestańcie... — Lily złapała za swoje policzki. — Nie chcę żadnego związku... Teraz na głowie mam owutemy.
— Kto mówił o związku? — uniosła brwi Dorcas. — Tylko stwierdziłyśmy fakt, a to, co ty z tym zrobisz, zależy od ciebie. Ale, proszę cię, korzystaj z życia, zamiast bez przerwy tylko się uczyć. Ostatnie miesiące szkoły i dorosłość!
— Taa, i podatki! — dodała mniej entuzjastycznie Lily.
— Ponurak z ciebie — parsknęła Dorcas, kiedy całą trójką przekroczyły próg Wielkiej Sali i usiadły przy stole Gryffindoru.
Spojrzenie Lily uniosło się w stronę sufitu. Zauważyła przesmyk czystego nieba, bez ani jednej chmury. To nie były prawdziwe okna, a jedynie tak zaczarowany sufit, że pokazywał rzeczywistą pogodę. Była to jedna z naprawdę licznych rzeczy, które zachwycały Lily w Hogwarcie. W mugolskiej szkole nie było takich „wynalazków"... Cóż, trudno się dziwić, w końcu nikt tam nie wierzył ani nie praktykował magii.
— Psst, Lily... — szepnęła w jej stronę Dorcas, a wzrok Lily z sufitu spoczął na przyjaciółce. — Nie patrz w prawo...
Lily spojrzała w prawo.
— Miałaś nie patrzeć!
— Serio, Dorcas? — zapytała z niedowierzaniem, gdy wtem dostrzegła to, na co miała, jak się domyśliła, nie patrzeć. A raczej na kogo.
Przy stole Gryffindoru, zaledwie kilka głów dalej, zauważyła jak zwykle nieokiełznaną czuprynę Jamesa, który nie siedział sam. Nie byłoby to zaskoczeniem, zważywszy na to, że zazwyczaj obracał się w towarzystwie Syriusza, Remusa i Petera, tyle że tym razem nie był to żaden z tych czy innych chłopaków. Tam siedziała dziewczyna, a Lily nie musiała zgadywać, aby wiedzieć, jaka konkretnie.
— Lea Foley — powiedziała na głos jej myśli Dorcas i położyła podbródek na nadgarstku z lekkim grymasem.
Lily poruszyła się na swoim siedzeniu z zaniepokojeniem, ale nic nie powiedziała. Dorcas wpatrywała się w nią z ciekawością.
— Będę miała nareszcie spokój — wzruszyła ramionami Lily, podczas gdy Maria posmutniała.
— A byłam pewna, że będziecie razem...
— Człowiek nie tylko związkami żyje, dziewczyny. Tosty są lepszym powodem! — stwierdziła rzeczowo Lily i pochwyciła tost.
Dorcas obrzuciła ją nieufnym spojrzeniem, ale nic nie powiedziała.
Posiłek mijał im na swobodnym manewrowaniu pomiędzy tematami, do momentu, gdy Lily dostrzegła kątem oka wstającego ze swojego siedzenia Remusa. Chłopak ruszył samotnie w stronę wyjścia, podczas gdy James w dalszym ciągu rozmawiał z Leą, która siedziała z nim przez cały posiłek, a Syriusz i Peter zajmowali się swoją rozmową.
W akcie chwili, nim w ogóle zdążyłaby przemyśleć, co zamierza zrobić, wstała, pożegnała się z przyjaciółkami (wytłumaczyła się potrzebą skorzystania z toalety) i prędko podążyła za Remusem.
Kiedy wyszła poza drzwi rzuciła się biegiem, aż dopadła Remusa na rozwidleniu korytarzy. Wtedy zwolniła i zaczęła udawać, że wcale za nim nie biegła. Zrównała z nim krok i niby przypadkiem trąciła go ramieniem.
— O, Remus, cześć, nie zauważyłam cię — powiedziała i uśmiechnęła się do zaskoczonego tym spotkaniem Gryfona.
— Hej... — wydusił ze skołowaniem. — Coś się stało?
— Nie, nigdy w życiu — machnęła dłonią. — Co u ciebie, jak tam nauka i w ogóle życie?
— Myślę, że dobrze. Uczę się ze Stellą, to wszystko wchodzi mi szybciej do głowy — wzruszył ramionami. — A u ciebie?
— Również, tak samo jak i u Pottera, prawda? — Lily wbiła wzrok w Remusa, który nieznacznie się zmieszał.
— To znaczy...?
— Widziałam go dzisiaj z Leą Foley — rzuciła lekko Lily i udała znudzenie, przyglądając się swoim paznokciom.
— Tak, siedzieli razem... — przyznał powoli.
— Co za nowość! Tiara Przydziału zmieniła swoją decyzję na siódmym roku Lei czy jak? — To miało zabrzmieć jak żart, ale sama Lily się zorientowała, że wypadła zbyt ostro.
Remus wyglądał na coraz bardziej zagubionego. Uważnie przyjrzał się twarzy Lily, która miała ochotę w tym momencie zapaść się pod ziemię.
— Byli na randce — powiedział Remus.
Lily wytrzeszczyła oczy i spojrzała na Remusa jak na kosmitę.
— Co?
Nie tego się spodziewała. Podejrzewała, że może zaczęli spędzać ze sobą więcej czasu, ale naprawdę nie pomyślałaby, że od razu wybiorą się na jakąś randkę! Od kiedy Potterowi tak się śpieszyło? Przygryzła wargę, kiedy zaczęli wspinać się po schodach w stronę sali.
— Nas też zaskoczył — przyznał po chwili Remus i zmarszczył brwi. — James i Lea nigdy nie mieli ze sobą zażyłych relacji. Nie rozmawiali, kiedy nie byli razem ze Stellą.
Lily pokiwała swoją rudą czupryną i wydusiła:
— Czasami zmiany są dobre. — A następnie bez słowa pożegnania opuściła towarzystwo Remusa.
Bądź co bądź, musiała to przyznać, nagły brak zainteresowania Jamesa nieco ją dobił. Zwłaszcza, że szybko znalazł sobie zastępstwo i to w dziewczynie, z którą bez przerwy się sprzeczał.
CZYTASZ
Do samego końca • Jily
Fanfiction❝Nie w tym rzecz, Potter - wtrąciła. - Nie rozumiem twojego >kocham cię<. Dla mnie te słowa oznaczają wszystko, powierzenie całego swojego życia osobie, do której je kierujesz. Nie, nie przerywaj mi. Nie mogę być pewna, czy będziesz mnie kocha...