Rozdział 43

464 33 169
                                    

I know, dawno nie było rozdziału, ale tak szczerze, to went do tego fanfiction nie miałam. Dzisiaj powróciła, więc jest rozdział. Mam nadzieję już nie robić tak długich przerw i w miarę sprawnie skończyć to opowiadanie ❤️

Noc poślubna pełna była czułości i delikatności, a od tej strony Lily jeszcze nie miała okazji poznać Jamesa. Minęło popołudnie, a oni jeszcze smacznie drzemali, choć słońce złośliwie przebijało się do środka pokoju przez rolety i kąsało po opadniętych powiekach nowożeńców.

Gdy Lily uznała, że dość już sobie pospała i czas było się wziąć za domowe sprawy, z ciężkim westchnięciem otworzyła oczy. 

Wyswobodziła się z ramion wciąż głęboko śpiącego Jamesa, dbając o to, aby go nie zbudzić. Usiadła na skraju łóżka, sięgając po położoną na stoliku nocnym różdżkę. Doprowadziła zaklęciem swoje zmierzwione włosy do ładu, a następnie się ubrała.

Permanente, wschodzące słońce raziło Lily w oczy, gdy dziewczyna przygotowywała sobie na śniadanie naleśniki i owocową herbatę. Kobiecie to jednak nie przeszkadzało, a przeciwnie — było dość przyjemnym doznaniem.

Kiedy Lily już kończyła swoje śniadanie, w drzwiach kuchni zjawiła się Euphemia Potter, matka Jamesa. Ostatnio nie wyglądała najlepiej — okropnie blada cera, ledwo powłóczyła nogami i była cała tak jakoś schorowana. Lily martwiła się o teściową, ale James w kółko zapewniał, że z jego mamy jest dosadna bryła lodu, a niedługo na pewno poczucie staruszki się polepszy. Mówił to z taką pewnością, że Lily nie śmiała mu nie wierzyć.

— Dzień dobry — powiedziała Lily, podczas gdy kobieta usiadła przy kuchennym stole. — Herbaty? Kawy?

— Och, dziękuję, słońce, nie chce cie kłopotać... — Machnęła dłonią Euphemia. — Przyszłam tylko zobaczyć, kogo tak wcześnie zaniosło do kuchni... Nie wiem, na kogo innego ja liczyłam, w końcu Fleamont, tak jak i nasz syn to dwa śpiochy — zaśmiała się.

— Ja też do rannych ptaszków nie należę — przyznała Lily ze słabym uśmiechem. — Więc herbata?

Euphemia na to zaśmiała się krótko i już skinęła z wdzięcznością głową. Lily zaparzyła owocową herbatę, której zapach szybko rozniósł się po oświetlonej światłem słonecznym kuchni.

— Nawet nie wiesz, jak się cieszę, że James cię poznał, Lily.

Zdumiona rudowłosa uniosła wzrok znad swojej filiżanki i czytanej książki.

— Proszę cię, mamo.

— Poważnie mówię — uśmiechnęła się Euphemia. — Wiesz, ja sobie dobrze zdaję sprawę, że trochę tego naszego syna rozpuściliśmy z Fleamontem. Ale, widzisz, James to nasz jedyny syn, którego długo wyczekiwaliśmy. Sami zrozumiecie, jak doczekacie się swojego potomstwa.

Lily w zamyśleniu się uśmiechnęła, podczas gdy Euphemia kontynuowała:

— Kocham swojego syna ponad życie, ale James jest dużym dzieckiem i nie sądzę, że kiedykolwiek z tego wyrośnie. Niemniej odkąd jesteście razem dostrzegam różnicę. Przy tobie James stał się dużo bardziej odpowiedzialny, opanowany i nie wpada mu do głowy tyle durnych pomysłów.

— Większego komplementu chyba nie mogłam usłyszeć — roześmiała się Lily. — Staram się robić, co mogę, ale masz rację. James już chyba zawsze pozostanie sobą. Szczerze mówiąc jeszcze rok temu nigdy bym nie uwierzyła, że przestanie mi to przeszkadzać... A tu proszę. Pokochałam ten jego charakterek.

Do samego końca • JilyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz