Rozdział 21

556 50 152
                                    

Po słowach, które padły z ust rozwścieczonej Stelli, Lily nie potrafiła zmrużyć oka przez pół nocy. Czuła się poniekąd winna całej sytuacji, choć to przecież było absurdalne. Z jednej strony zdawała sobie sprawę, że kto jak kto, ale ona nic nie poplątała w tej relacji. Mimo tej świadomości, gdzieś w odmętach myśli Lily, zasiało się przeświadczenie, że zniszczyła związek Lei i Jamesa.

Przez kilka dni w żaden sposób nie reagowała. Wstydziła się choćby spojrzeć w stronę Stelli i Lei oraz któregokolwiek z Huncwotów, zwłaszcza Jamesa. Zresztą on też chodził przybity jak zbity szczeniak i nawet nie patrzył w stronę swojej dawnej sympatii. Najwidoczniej musiał, jak każdy, przeboleć rozstanie, nawet jeśli tak naprawdę James nigdy nie kochał tak szczerze Lei.

Po listopadowych chłodach nastąpiły grudniowe mrozy. Śniegu spadła cała masa, a syberyjskie mrozy wdzierały się drzwiami i oknami do w miarę ciepłych pomieszczeń Hogwartu. Dogrywka meczu quidditcha miała już się odbyć w ten weekend, a zaraz po niej było przedświąteczne wyjście do Hogsmeade.

Lily w końcu zebrała się w sobie i postanowiła pomówić z Leą. Źle by się czuła, gdyby ot tak zostawiła tę sprawę. Kiedy więc natknęła się na Leę i Stellę na korytarzu, natychmiast przybliżyła się i stanęła naprzeciwko obu Krukonek.

— Możemy porozmawiać? — Lily przygryzła wargę, bawiąc się palcami. Była lekko zestresowana. Obawiała się, że Lea zareaguje impulsywnie.

Niemniej Lea tylko zmierzyła ją wzrokiem. Widocznie próbowała ukryć niechęć, ale nieudolnie. Gryfonka natychmiast odczuła bijący od Krukonki chłód.

— Dobrze — westchnęła. Wraz ze Stellą usunęła się w kąt korytarza, aby nie zajmować przejścia, oraz oparła od niechcenia o ścianę. — O czym więc chcesz ze mną rozmawiać, Evans? Czyżbyś miała coś do... hmm, powiedzenia? — dodała z jadem.

Stres Lily wzrósł. Lea widocznie wręcz jej nienawidziła. Gula w gardle powiększyła się dwukrotnie bardziej, ale starała się to zignorować. Przestąpiła z nogi na nogę, podczas gdy zaobserwowała, jak Stella dźga Leę łokciem w bok.

— Um, źle się z tym czuję... — przyznała z niezręcznością Lily.

— Och, więc chodzi znowu o ciebie? — przerwała kąśliwie Lea.

Wzrok Lily utkwiony był w podłogę. Nie zauważyła, jak Stella tym razem uderzyła przyjaciółkę z całej siły, na co ta skrzywiła się z bólu i wykrztusiła:

— Wybacz. Możesz mówić dalej.

— Nie chodzi o mnie... Chodzi o ciebie. Wiesz, głupio mi, że tak wyszło. Nigdy bym źle dla ciebie nie chciała. Nie zasłużyłaś na to. Chciałabym coś zrobić, abyś lepiej się poczuła, ale nie wiem co.

— Daj już spokój, Evans — burknęła. — Wiem, że to nie twoja wina. Tak naprawdę w głębi duszy wiedziałam, że coś takiego może z tego wszystkiego wyniknąć i byłam na to przygotowana. A ja na pewno nie zamierzam rozpaczać po jakimś chłopie. Wszystko gra — oznajmiła i poklepała Lily po ramieniu.

— Naprawdę? — wykrztusiła ze zdezorientowaniem.

Zaskoczyła się, że wcześniejszy chłód tak szybko prysł, ale faktycznie — dziewczyna wydawała się już być znudzona całą tą sprawą. Zresztą Lily wcale jej się nie dziwiła.

— Cóż, nie będziemy najlepszymi przyjaciółkami, Evans — powiedziała szczerze Lea. — I na pewno moje ego będzie miało do ciebie problem, ale nie zamierzam się na ciebie wściekać, bo komuś się podobasz.

— Tak się cieszę, Lea — wykrztusiła z westchnięciem ulgi.

— No wiem, że jestem wspaniała i bardzo wyrozumiała — wymamrotała sarkastycznie — ale teraz musimy już iść, bo zaraz rozpocznie się transmutacja, a wszystkie dobrze wiemy, jaka jest McGonagall.

Do samego końca • JilyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz