Rozdział 3

1K 73 197
                                    

Obronę przed czarną magią prowadził w tym roku pan profesor Tony Tanner, który był mężczyzną z wyglądu młodym, lecz z dużym bagażem doświadczenia zawodowego i widoczną pasją. Wydawał się również rozumieć potrzeby i ambicję swoich uczniów, przez co szybko stał się lubiany, mimo upływu zaledwie kilku dni od przyjęcia posady.

Lily Evans również szybko zyskała do profesora Tannera respekt, zważywszy na to, że jego poprzedniczka, szanowna pani profesor Jada Calderon, była zupełną porażką. Bardzo surowa, choć uczyć to doprawdy nie potrafiła. Była w sędziwym wieku, a w oczach to ona chyba miała prawdziwe lasery, którymi piorunowała każdego swojego ucznia, szukając tylko pretekstu do odjęcia punktów. Pani Calderon uwielbiała odejmować punkty, oj uwielbiała...

Była chyba jedyną nauczycielką, która dosłownie wszystkich nienawidziła - nie było choćby jednej osoby, którą by choćby odrobinkę tolerowała. Pluła zatem jadem na wszystkich swoich uczniów, a już zwłaszcza Huncwoci mieli u niej na pieńku.

Lily nie mogła powstrzymać uśmiechu za każdym razem, gdy sobie przypominała, jak James i Syriusz robili wszystko, co w swojej mocy, aby uprzykrzyć starszej kobiecie życie w Hogwarcie. Krążyły nawet plotki, że pewnej nocy wrzucili jej do łóżka ulepszone zaklęciami łajnobomby, które oprócz wydzielania okropnego, śmierdzącego zapachu, wydawały przeszywający pisk, który sprawił, że rzekomo pani Calderon następnego dnia spakowała swoje manatki i opuściła Hogwart jeszcze przed świtem, w swoich różowych pantofelkach.

Huncowoci jednak ani razu nie wypowiedzieli się na ten temat - zarówno nie potwierdzając tej teorii, ani nie zaprzeczając, lecz Lily mogłaby przysiąc, że na ich ustach przy każdym wspomnieniu o profesor Calderon, wpełzał chytry uśmieszek.

Dzięki temu, że poprzednia nauczycielka zrezygnowała ze swojej posady, teraz Lily siedziała ze skupieniem na lekcji obrony przed czarną magią i to w dodatku bez dzikich wyobrażeń w głowie, jak bardzo przy odpowiedniej okoliczności chciałaby zgotować pani Calderon piekło.

— Pamiętajcie o wypracowaniu na za tydzień! — zawołał jeszcze pan Tanner, gdy lekcja dobiegła końca, a uczniowie siódmego roku ruszyli prędko w stronę wyjścia. — Przynajmniej trzy stopy!

Lily z westchnięciem poprawiła swoją torbę na ramieniu, ruszając u boku Dorcas przez korytarz.

— Co teraz? — zapytała ze znudzeniem Dorcas.

— Dwie godziny eliksirów — odparła z uśmiechem Lily.

— Ach, Slughorn... — mruknęła Dorcas. — Ten twój wielki fan...

— Nie przesadzaj.

— Nie przesadzaj? Ha! Wyróżnia cię przy każdej możliwej okazji, należysz nawet do tego całego Klubu Ślimaka, czy co to tam jest, ciągle z tobą rozmawia na przerwach, gdy tylko cię złapie... — Dorcas uśmiechnęła się zawadiacko, patrząc na przyjaciółkę. — Gdyby nie fakt, że jest nauczycielem i dużo starszym od ciebie, to pomyślałabym, że mu się podobasz.

Lily parsknęła śmiechem, z niedowierzaniem kręcąc głową.

— Pewnie, stanowilibyśmy piękny związek.

— Czy ja usłyszałem piękny związek?

Lily i Dorcas zgodnie drgnęły, gdy zza pleców pierwszej wyłonił się James, który uśmiechnął się nonszalancko i poprawił opadające okulary.

— Zgadzam się w stu procentach, że stanowilibyśmy piękny związek, Evans — powiedział, chowając ręce do kieszeni.

— Nie mówiłyśmy o tobie, Potter — odparła natychmiast Lily, unosząc do góry oczy.

Do samego końca • JilyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz