Rozdział 44

328 21 111
                                    

Zdaję sobie sprawę, jak dawno nie było rozdziału, naprawdę. Chowam się w krzakach, wybaczcie mi. Totalnie nie miałam do tej opowieści chęci x_x

Teraz krótkie podsumowanie, co zadziało się w kilku ostatnich rozdziałach, dla przypomnienia (można pominąć):

James i Lily wraz z przyjaciółmi skończyli Hogwart. Dołączyli do Zakonu Feniksa, by walczyć przeciw Voldemortowi. James poznał rodziców Lily, oświadczył się jej, Lily przyjęła oświadczyny i zamieszkali razem u Jamesa — wraz z jego rodzicami (plus dwoma dodatkowymi przybłędami, które nie miały się gdzie zapodziać — Syriuszem i jego dziewczyną Brielle). Odbył się ślub Jamesa i Lily. Niedługo potem rodzice Jamesa — Fleamont i Euphemia zachorowali na smoczą ospę. 

Tego dnia nawet pogoda zdawała się nie być w nastroju. Szarawe niebo okrywały chmury, zaś chmury popychał rozeźlony wiatr. Drzewa, a właściwie ich liście, odgrywały swą ponurą melodię przy akompaniamencie porywistych świstów wiatru nękających serca obecnych na cmentarzu osób. 

Nagrobki zajmowały wokoło swoje miejsca niczym żołnierze stojący na baczność na służbie. Wyryte w kamieniu imiona były zupełnie obce. Trudno było sobie wyobrazić, że te wszystkie nagrobki były kiedyś żyjącymi ludźmi, którzy także spędzali czas ze znajomymi, śmiali się, pochłaniali życie jednym oddechem. Przygniatająca była perspektywa, że po nich wszystkich zostały tylko nagrobki. Bo nawet we wspomnieniach każdy z nas się kiedyś zatrze. Zupełnie jakby nigdy nie istniał.

— Ciężko jest mi w to uwierzyć — wyszeptał James do stojącej obok i obejmującej go Lily — że tak po prostu ich już nie ma... Mam wrażenie, że jak tylko wrócimy do domu, to zobaczę jeszcze ich uśmiechnięte twarze. Mama jak zwykle, gdy miałem zły humor, upiecze mi moje ulubione ciasto marchewkowe, a tata zacznie nam opowiadać o tym, co wydarzyło się przez ostatni czas na świecie... — Pokręcił ze sfrustrowaniem głową. Naprawdę nie potrafił odepchnąć od siebie tego przekonania, choć było przecież takie niefiguratywne. 

Przed sobą miał na to rzetelny dowód. Tablica nagrobkowa nie kłamała, James o tym wiedział. Sam musiał pochować swoich rodziców, którzy zmarli jeden po drugim z powodu smoczej ospy. Nie chciał, by jego przyjaciele i żona, choć tak bardzo mu drodzy, byli przy tym ostatnim pożegnaniu. Potrzebował pochować swoich rodziców sam. 

Niemniej teraz, na oficjalnym już pogrzebie, wciąż czuł się, jakby to wszystko było tylko złym snem. Nocnym koszmarem, z którego za chwilę się wybudzi, a potem będzie się z siebie śmiał. Jamesowi jednak nie było wcale do śmiechu. Nie starał się nawet powstrzymywać łez. Przeżywał teraz ogromną żałobę oraz był wśród swoich najbliższych przyjaciół. Przed nimi niczego nie musiał się wstydzić. Wiedział, że nawet jeśli udawałby, że wszystko jest w porządku, nikogo by na to nie nabrał. 

James zauważył, jak Lily otwiera i zamyka usta, niezdecydowana. Ostatecznie zamiast cokolwiek mówić, wtuliła się w jego ramię, a James był jej za to ogromnie wdzięczny. Nie oczekiwał odpowiedzi, bo nic w tej sprawie nie można było więcej powiedzieć. Nie słowami. 

Po zakończonej ceremonii James jeszcze długo wraz z Lily siedział przy grobie, który pełny był kwiatowych wieńców i świecących zniczy. 

— Przepraszam, że nie zawsze byłem synem, jakiego oczekiwaliście. Przepraszam za wszystkie razy, kiedy was zawiodłem. 

— James... — zaczęła Lily, tym razem nie będąc w stanie dłużej milczeć. — To twoi rodzice, którzy kochali cię jak nikogo na tym świecie, nigdy nie mógłbyś ich zawieść...

Chłopak pokręcił zamaszyście głową. Lily umilkła. Zdawała sobie doskonale sprawę, że do Jamesa teraz te słowa i tak nie docierają.

— Obiecuję, gdziekolwiek teraz jesteście, że będziecie jeszcze ze mnie dumni — kontynuował, tym razem z drżącym od emocji głosem. — Będę dobrym człowiekiem, takim, na jakiego mnie wychowaliście. Kocham was... mamo, tato...

Do samego końca • JilyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz