Rozdział 7

789 63 92
                                    

Od powrotu do dormitorium, do Lily zaczęło dochodzić, że zachowała się zbyt agresywnie. Sama nie miała bladego pojęcia, dlaczego to wszystko tak wyszło, przecież Dorcas wielokrotnie narzekała już na wszystkich możliwych nauczycieli, a już zwłaszcza na takiego Slughorna.

Zaczynała nabierać wyrzutów sumienia, bo przecież w gruncie rzeczy James przestał zachowywać się jak rozpieszczony bachor, a ona go tak potraktowała...

Podejrzewała, skąd to wszystko wynikało. Wciąż trudno było się pogodzić z myślą, że James zaczął w końcu dojrzewać, przynajmniej Lily miała taką nadzieję, że dojrzewał. Trudno było jeszcze jednoznacznie to określić po pierwszych tygodniach.

W każdym razie żałowała, że tak na niego naskoczyła. Nie w myśli było Lily krzywdzić kogokolwiek, nawet jeśli był to taki Potter, który przez ostatnie lata sprawiał, że we wnętrzu dziewczyny gotowało się ze złości na sam widok jego twarzy.

Rozważała nawet, czy może po prostu powinna zachowywać się wobec Jamesa wciąż tak samo, jakby nigdy nic nie miało miejsca, ale szybko stwierdziła, że takie rozwiązanie byłoby jeszcze gorsze. Wtedy to już na pewno wyszłaby na hipokrytkę.

Pozostawiła więc tę sprawę, licząc, że wszystko się z biegiem czasu unormuje. Starała się ignorować, zdawać by się mogło, jeszcze bardziej częste i intensywne spojrzenia Jamesa na zajęciach. Skupiła się natomiast w pełni na nauce. Zdawała sobie sprawę, że to owutemy miały rozstrzygnąć sprawę dostania odpowiedniej pracy. Były w końcu zdecydowanie najtrudniejszymi i zarazem najważniejszymi egzaminami w życiu każdego ucznia Hogwartu.

Dorcas i Maria również zdawały się o tym wiedzieć. Często siedziały wieczorami razem we wspólnym pokoju, najczęściej gdzieś w kącie, i uczyły się czy choćby odrabiały, pomagając sobie nawzajem, wypracowania z danych przedmiotów.

Tak też było pewnego wieczoru. Ogień trzeszczał w kominku, za oknami zaczynało się stopniowo ściemniać, a gwar przyciszonych rozmów pomiędzy różnymi Gryfonami odbijał się od ścian.

Na pergaminie Marii właśnie wykwitł potężny kleks, gdy dziewczyna po raz wtórny się zamyśliła.

— Mario, jeśli dalej tak pójdzie, to zamiast eseju na transmutację oddasz album kleksów — zauważyła Lily, wskazując swoim piórem na ubrudzony pergamin.

— Przepraszam! — pisnęła dziewczyna, machnąwszy różdżką. Po plamie nie pozostał ślad.

— Nie musisz przepraszać, to nie mnie będziesz musiała oddawać wypracowanie — zauważyła z rozbawieniem Lily.

— No tak... — westchnęła, opierając głowę na ręce. — Czasami nie potrafię nad tym zapanować... Nad ciągłym zamyśleniem...

— Czasami mam wrażenie, że żyjesz w innym świecie — rzekła Dorcas, nakreślając na swoim pergaminie zdanie.

— Chyba tak jest... — Maria zrobiła smutną minę, bawiąc się swoim piórem.

Dorcas uniosła wzrok znad pracy.

— Nie chciałam, aby zrobiło ci się przykro, Mar — wyjaśniła szybko.

— Nie przejmuj się mną, przecież tylko powiedziałaś prawdę. — Maria wzruszyła delikatnie ramionami, uśmiechając się swobodnie.

Dorcas jednak wciąż nie wyglądała na przekonaną, ale szybko zmieniła temat.

— A jak z tobą i Potterem, Lil? — zapytała, zwracając swoje spojrzenie do rudowłosej przyjaciółki. — Zauważyłam, że macie ciche dni. To aż dziwne, że od trzech dni jeszcze do ciebie choćby nie podszedł. Stało się coś?

Do samego końca • JilyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz