Rozdział 6

810 66 177
                                    

James jak obiecał, tak też zrobił. Od razu po zajęciach pośpieszył pod wspólny pokój, stanął przed portretem Grubej Damy i czekał, niecierpliwie co chwilę rozglądając się dookoła, jakby Lily miała się znikąd nagle przed nim pojawić.

— Tarasujesz przejście — powiedziała niezadowolona Gruba Dama.

— Poskarż prefektowi naczelnemu — rzucił lekko, wciąż się rozglądając.

— To ty jesteś prefektem naczelnym!

— A, no faktycznie — wymamrotał James, odsuwając się, gdy grupa trzecioroczniaków pojawiła się na schodach.

Przejechał dłonią przez swoje włosy, dopilnowując tego, aby były wystarczająco zmierzwione. Poprawił swoją szatę z jakieś dziesięć razy, o krawacie już nie wspominając. Minuty za minutami mijały, a dziewczyny wciąż nie było.

Ależ był głupi! Jak mógł choćby przez chwilę pomyśleć, że się zjawi, skoro dawała mu już tyle razy do zrozumienia, że nie ma takiej ochoty? Wyglądała na zirytowaną, gdy czytała karteczkę, w której ją zawiadomił, że będzie czekał przed pokojem wspólnym.

— Oczywiście, że nie przyszła — mruknął do siebie, schodząc po schodach z wbitym wzrokiem w swoje buty.

— Nie chciałeś, abym ją przyprowadziła.

Zatrzymał się tak gwałtownie, że niemalże spadły mu z nosa okulary. Uniósł zaskoczony wzrok, napotykając zielone oczy Lily, która stała kilka schodków pod nim, opierając się o barierkę.

— Co? — zapytał głupio.

— Carol Jensen — rzuciła, zakładając na piersi ręce. — Nie chciałeś, aby ze mną przyszła.

James zmarszczył brwi, przez chwilę wciąż nie wiedząc o co chodzi. Dopiero po znaczącym spojrzeniu Lily zorientował się, że przecież chodziło o jego wiadomość. Miał ochotę roześmiać się w głos, ale w ostatniej chwili opanował ten wybuch radości, pomimo że w środku skakał ze szczęścia.

Przyszła. Jednak przyszła.

Zszedł po schodkach, stając tuż przed Lily, która w dalszym ciągu leniwie opierała się o barierkę.

— Zaskoczony? — zapytała z nonszalanckim uśmiechem, tak do niej niepodobnym.

— Oczywiście, że nie. Wiedziałem, że przyjdziesz.

Tak naprawdę był pewien w prawie stu procentach, że zostanie wystawiony. W końcu w zeszłych latach na takie zagrywki piorunowała go jedynie wzrokiem, a potem dumnie odchodziła.

— Jasne — rzuciła z sarkazmem, zaczynając schodzić w dół.

James ruszył za nią. Chyba pierwszy raz od dawna miał tak wielki mętlik w głowie. Z jednej strony wiedział, że sam fakt, iż dziewczyna przyszła, był wielkim sukcesem, ale z drugiej strony nie miał bladego pojęcia, co teraz powinien zrobić.

Cóż za paradoks! James Potter i brak pomysłu jak zagadać! Dobre sobie!

Przeszukiwał wszystkie swoje teksty, żarty i jakiekolwiek tematy, których mógłby się złapać, ale w głowie miał naprawdę wielką pustkę. Nic nie wydawało mu się odpowiednie. Skarcił się za to w myślach. Przecież nigdy nie miał z tym problemu!

— To... Skończyłaś to wypracowanie z transmutacji? — wypalił. Było to pierwsze, co przyszło mu do głowy. Musiał przecież jakoś zacząć tę rozmowę. Nie mógł przegapić tak świetnej i idealnej okazji!

— Kończyłam wypracowanie z zaklęć — powiedziała z rozbawieniem.

Jamesowi wydawało się, że zaraz nie będzie w stanie więcej powstrzymywać ochoty wyskoczenia przez barierkę ze schodów.

Do samego końca • JilyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz