Rozdział 42

611 53 161
                                    

Swojego ślubu James i Lily nie odwlekali w czasie, tylko mieli się pobrać tak szybko, jak to tylko możliwe. Na kilka dni przed ślubem w głowie Lily pojawił się kłębek myśli spowodowanych niepewnością. Przypominała sobie zachowanie Jamesa, które było jeszcze rok temu, i zastanawiała się, czy nie podjęła decyzji o poślubieniu tego dawniej rozpieszczonego chłopaka zbyt pochopnie. 

A co, jeśli się zawiedzie na Jamesie? A co, jeśli tak naprawdę jeszcze nie wydoroślał na tyle, aby mogła wieść z nim szczęśliwe, małżeńskie życie? Kochała Jamesa, naprawdę kochała, ale może... Może lepiej byłoby zaczekać jeszcze kilka miesięcy, aby upewnić się, że przy Jamesie będzie szczęśliwa? Tak dla bezpieczeństwa?...

Początkowo Lily nie chciała się zwierzać ze swoich obaw nikomu — rodzice byli bardzo podekscytowani ślubem najmłodszej córki, a najbliżsi przyjaciele bardzo nim uszczęśliwieni. Ukrywała więc swoje obawy przed wszystkimi, ale nie trwało to zbyt długo. Kiedy spotkała się z Dorcas, Marią i Marleną, aby zaprezentować im gotową suknię ślubną, te od razu zauważyły, że coś było nie tak.

— I co myślicie? — zapytała Lily, obracając się w swojej białej i dosyć skromnej sukni ślubnej. Była bez ramiączek, a przód zdobiły liczne małe i lśniące diamenciki. Dół był nieco rozkloszowany i sięgał kostek, tak że nie musiała się martwić o to, że może potknąć się o materiał.

— Myślimy, że wpadasz w tak zwaną „panikę przedweselną" — odpowiedziała poważnie Dorcas.

Zdumiona Lily odwróciła się, aby stanąć twarzą w twarz z przyjaciółkami. 

— Nie? — Bardziej zapytała niż odpowiedziała, czym drugi raz zdradziła swoją niepewność.

— O co chodzi, Lily? Nie chcesz tego ślubu? — zmartwiła się Marlena.

— Nie... To znaczy chcę... Uch, po prostu sama nie jestem pewna, czy nie zdecydowałam zbyt szybko, tutaj przecież chodzi o resztę mojego życia. — Lily wiedziała, że dalsze ukrywanie swoich zmartwień przed przyjaciółkami, które znały ją już od dobrych lat, było bezsensowne. 

— Spokojnie, takie obawy ma każdy, i to jest zupełnie normalne. Znam cię, Lily, widzę, że kochasz Jamesa. Odłóż swoje obawy na bok i pozwól być sobie szczęśliwą. 

Na twarzy Lily pojawił się delikatny uśmiech, który jednak szybko się zmył.

— Jak mam być szczęśliwa, kiedy moja własna siostra i szwagier odmówili przyjścia na mój ślub?

Zaległa głucha cisza. Marlena spuściła wzrok, Dorcas uśmiechnęła się smutno, zaś Maria energicznie wstała i podeszła do przyjaciółki. Położyła dłonie na ramionach wyższej dziewczyny, którymi następnie potrząsnęła.

— Walić Petunię! — zawołała głośno, a widząc karcący wzrok Lily, dodała: — Tak, Lily, walić Petunię. Zrozum nareszcie, że ona nie jest ciebie warta, nawet jeśli jest twoją siostrą. Zazdrość odebrała jej resztki zdrowego rozsądku i próbuje tylko się dowartościować. 

— No nie wiem — westchnęła. — Przed ślubem Petunii z Vernonem zostaliśmy do nich zaproszeni z Jamesem. Skończyło się na nieporozumieniu, awanturze i łzach. A potem Tunia nie zgodziła się, abym została jej druhną... Przynajmniej chociaż dostałam w ogóle zaproszenie... — wymamrotała ze łzami.

— Hej, nie myśl o niej, poważnie — powiedziała Dorcas, a Marlena natychmiast przytaknęła skinięciem. — To ma być twój wielki dzień. Co z tego, że się nie zjawi? My będziemy!

Lily uznała w myślach, że przyjaciółki miały rację. Nie chciała się teraz dołować. Skinęła powoli głową, odgarniając z kącików oczu z cichym westchnięciem łzy. Dorcas, Marlena i Maria podeszły i zamknęły ją w szczelnym uścisku, uważając, aby nie pomiąć sukni. 

Do samego końca • JilyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz