To wcale nie tak, że Lily była zazdrosna. Naprawdę. Bynajmniej nie o to chodziło! Zresztą nawet nie było o co być zazdrosną, skoro James i Lea tylko się ze sobą droczyli, jak to często bywało. Nawet przesadnie się ze sobą nie przyjaźnili. Lea była tylko znajomą Stelli i rzadko kiedy bliżej przebywała z Huncwotami, chyba że Stella ją siłą zaciągnęła do ich grona.
Doprawdy trudno było to wyjaśnić, jak czuła się w tamtych dniach Lily, ale było to coś na wzór zaskoczenia i zawiedzenia pomieszanych ze sobą. Podobała się Jamesowi od piątego roku, bez przerwy ten Gryfon deptał jej po piętach, przypominał o swoim domniemanym uczuciu, ubiegał się o atencję, jakiekolwiek względy Evans, więc logicznym było, że Lily mogła się czuć teraz... zaskoczona.
Zdawała sobie sprawę, że już nie raz, nie dwa stanowczo odrzuciła Jamesa Pottera i te jego wszystkie próby otworzenia drzwi do jej serca, a chłopak z biegiem czasu mógł się tym wszystkim znudzić, zmęczyć i w ogóle i w szczególe. Nie przypuszczała jednak, że w tak krótkim czasie, z dnia na dzień.
Może... Nie, na pewno sobie wyobrażała zbyt wiele. Nie mógł stracić zainteresowania nią w ciągu dwóch dni, podczas gdy okazywał je otwarcie przez prawie trzy lata! Uczucie nie działało w ten sposób! Chyba że nie było silne... Nie było prawdziwe... No jasne, że nie! Od początku była tego pewna! James Potter i prawdziwe uczucie? Miała wrażenie, że tylko sobie stroił z niej żarty, grał na emocjach, nie był poważny i niczego poważnego nie oczekiwał w przeciwieństwie do Lily Evans, która poszukiwała miłości.
Zresztą! Po co zadręczała się tymi myślami? O to jej przecież chodziło — ze wszystkich sił od tego piątego roku pragnęła najbardziej na świecie, aby ten rzep na psim ogonie — James Potter — nareszcie dał jej święty spokój.
— To się ciesz — skwitowała beztrosko Dorcas. — Dalej jestem zdania, że Potter się zmienił, ale skoro ty wolisz tego nie widzieć, to nie mogę cię zmusić, Lily.
— Daj już spokój — bąknęła Lily. — Poza tym nieważne. To była jedna rozmowa i nic nie wskazuje na to, że coś pomiędzy nimi mogłoby być, oni zawsze się w ten sposób droczą, jeśli rozmawiają. Ciągle się dodatkowo kłócą o quidditcha.
— Nie zamartwiaj się, Lily! Wszystko będzie w porządku! — zawołała optymistyczna Maria i przytuliła tak mocno od boku Lily, że ta się zapowietrzyła.
— Dzięki, Mar. — Poklepała przyjaciółkę po ramieniu z szczerym uśmiechem.
Maria zawsze wiedziała, co powiedzieć, i była tak bardzo optymistyczna i radosna pod każdym względem, że nie dało jej się nie lubić. Potrafiła poprawić humor samą swoją obecność i tymi żywymi iskierkami w oczach.
— Idę do Marleny, umówiłyśmy się do wspólnej nauki w bibliotece — poinformowała przyjaciółki Lily.
— W porządku, pamiętaj, że wieczorem są urodziny Syriusza! — zawołała na odchodne Dorcas.
Urodziny Syriusza! Totalnie o tym zapomniała! W pokoju wspólnym Gryfonów miało się odbyć przyjęcie niespodzianka dla chłopaka, który kończył osiemnaście lat. Z powodu tego, że w dzień jego urodziny był mecz quidditcha, który skończył się wypadkiem, przyjęcie z naturalnych względów musiało zostać przesunięte.
Westchnęła cicho i wyszła z pokoju wspólnego, skierowała się w stronę biblioteki mozolnym krokiem. W środku czekała na nią już uśmiechnięta Marlena McKinnon, Krukonka, z którą się przyjaźniła.
Usiadły razem do nauki, która upłynęła im w przyjemnej atmosferze i zaskakująco szybko. Nim Lily się zorientowała, był już wieczór, więc udała się wraz z Marleną do wspólnego pokoju Gryfonów, gdzie trwały już przygotowania do urodzin Syriusza, którego nie było, rzecz jasna, w środku. Nigdzie nie mogła znaleźć Jamesa, więc się domyśliła, że to on sprawował główną pieczę nad tym, aby przyjaciel niczego nie odkrył przedwcześnie.
CZYTASZ
Do samego końca • Jily
Fanfiction❝Nie w tym rzecz, Potter - wtrąciła. - Nie rozumiem twojego >kocham cię<. Dla mnie te słowa oznaczają wszystko, powierzenie całego swojego życia osobie, do której je kierujesz. Nie, nie przerywaj mi. Nie mogę być pewna, czy będziesz mnie kocha...