Rozdział 24

540 48 158
                                    

Początek stycznia oznaczał jedno — bliskie urodziny Evans, które były pod koniec miesiąca. Przez przerwę świąteczną James wiele myślał o tym, co podbiłoby jej serce do takiego stopnia, że nareszcie by się z nim umówiła. Każdy kolejny pomysł w kwestii prezentu był coraz to bardziej abstrakcyjny.

Musiał jednak podjąć decyzję w ciągu tych dwóch tygodni, dopóki był w domu na świętach. W innym wypadku trudniej byłoby zorganizować coś porządnego dla Lily, a o to przecież chodziło. Kompletnie nie znał się na prezentach dla dziewczyn, a zwłaszcza jeszcze dla takiej Lily Evans.

Co by jej się spodobało? Szałowa biżuteria? Nie, Lily nie nosiła biżuterii. Książka? Owszem, lubiła czytać, ale zapewne większość przyjaciół da jej jakiś egzemplarz, a James nie chciał być „większością". Kwiaty, czekoladki? To wyglądało tak typowo... Jeszcze by pomyślała, że zorganizował je „na odwal".

Mózg Jamesa Pottera przez całe święta pracował na najwyższych obrotach. Wszystkie swoje pomysły zapisywać na zwitku pergaminu, ale największą część z nich po prostu ze złością przekreślał.

Pod koniec świąt wpadł mu do głowy pewien pomysł. Nie był pewien, czy to na pewno spodoba się Lily, ale inne opcje były jeszcze gorsze. Oprócz tajemniczego opakunku zakupił bukiet róż. Co prawda do trzydziestego stycznia mogły zwiędnąć, a ich zapach po prostu zaniknąć, ale od czego w końcu miało się różdżkę? Rozwiązywała przecież każdy problem! Zaklęciem uchował kwiaty w dobrym stanie i tylko wyczekiwał, aż będzie mógł je wręczyć wraz z drugim prezentem Lily.

Święta spędzał w gronie rodziny, czytał o wydarzeniach na świecie i triumfie Voldemorta w codziennych wydaniach „Proroka Codziennego" czy też jeszcze innych gazet, oraz spotykał się z przyjaciółmi. Przez wzgląd na niezbyt sprzyjające warunki zarówno pogodowe, jak i państwowe — w końcu była wojna, spotykali się głównie u Jamesa i Syriusza, który w wieku szesnastu lat z nim zamieszkał przez problemy rodzinne.

Pani i pan Potterowie mieli więc ciężki orzech do zgryzienia, ale Euphemia i Fleamont od zawsze byli bardzo pogodnymi osobami i pozytywnie nastawionymi do przyjaciół Jamesa. W końcu pozwolili zamieszkać z nimi Syriuszowi, który codziennie okazywał im swoją wdzięczność, zachowując się czasami aż przerysowanie dżentelmeńsko. Pani Potter uważała go przez to za cudownego i czarującego chłopaka oraz traktowała jak drugiego syna.

W czasie jednego z takich spotkań w czasie tegorocznych świąt Bożego Narodzenia każdy z Huncwotów zaprzysiągł, że do końca roku szkolnego znajdzie sobie dziewczynę. W ten sposób James miał dodatkową motywację do zdobycia Lily, Peter mógł nareszcie pokonać swoją nieśmiałość i zamknięcie na nowe relacje, Remus w końcu przyznać Stelli, że ją kocha (nie do końca się na to przystanął, ale James postanowił ten fakt zignorować), zaś Syriusza czekało najtrudniejsze zadanie — poderwanie Brielle Carson.

Nie mieli zbytnio okazji na rozmowę z tą Ślizgonką i tak na dobrą sprawę, to ledwo ją kojarzyli, chociaż była na tym samym roku, co również oni. W zeszłych latach jednak jej najlepsza przyjaciółka, Jayla Clayton, była często ofiarą ich żartów. Uwielbiali patrzeć, jak Jayla, która nie potrafiła kontrolować swoich emocji na wodzy, wpadała w istny szał. Końcem szóstego i na siódmym roku już jej odpuścili, ale wciąż posyłała w ich stronę gromy nienawiści ze swoich ciemnych oczu.

Dlaczego więc Brielle a nie Jayla? To James zasugerował Brielle z istotnego powodu — wiedział, że poderwanie Jayli nie wchodziło w grę. Szybciej podcięłaby sobie gardło, niż umówiła się z Syriuszem. Brielle była, w ich mniemaniu, słabszym ogniwem, choć również trudnym do pokonania.

Ten plan to była tylko i wyłącznie czysta zabawa i jakaś forma spędzenia czasu przez te ostatnie miesiące. Chcieli zakończyć Hogwart z przytupem. Po pierwsze, z dziewczynami, a po drugie, z wygraną pucharu quidditcha w dłoniach.

Do samego końca • JilyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz