Należą się wam wyjaśnienia, które postaram się bardzo krótko opracować.
Nie było rozdziału od, kurczę, prawie trzech miesięcy? Jakoś tak. Pisałam o tym na mojej tablicy. Powód tego był prosty — nie miałam w ogóle chęci i weny do tego fanfiction. Załamałam się tym totalnie, bo zazwyczaj ładnie mi wchodzą te rozdziały, w sensie że mam wenę, a tutaj proszę, nagle mi zniknęła.
Do tego dnia byłam PEWNA, że przerobię to fanfiction w one shota, bo ilekroć próbowałam coś napisać, to nic nie wchodziło. Dzisiaj tak usiadłam, otworzyłam ten rozdział, który zaczęłam te trzy miesiące temu (miałam lekko ponad sto słów) i... Kurczaki, napisałam! Wena przyleciała, o mamma mia!
Z tego względu następuje... Dum, dum, dummmm... Nagła reaktywacja fanfiction! A ot tak, na nowy rok! Bez większego przedłużania, zapraszam do rozdziału. I jeszcze raz przepraszam, że przez tak długi czas świeciło tutaj pustkami, ale nie mogłam się do tego zabrać.
•
Doprowadzenie Syriusza do, jak mawiał James, „użytecznego do wygrania dogrywki z Hufflepuffem" stanu zajęło trochę czasu. Chłopak spadł bowiem z dużej wysokości, nikt tego nie mógł zakwestionować.
James dzień w dzień przesiadywał z najlepszym przyjacielem w skrzydle szpitalnym i dotrzymywał towarzystwa. Co prawda tylko z wczesnego rana i popołudnia, bowiem wciąż musiał, niestety, chodzić na zajęcia, ale dbał o to, aby Gryfon się zbytnio nie nudził.
Był naprawdę zawiedziony tym, że stracił resztki zaufania Lily. Co prawda właściwie to raczej nigdy go nie miał, po tym, ile sporów pomiędzy nimi się zadziało, ale James naprawdę zdążył już wydorośleć i określić swoje priorytety. Nie był już tym samym biegającym krok w krok za Lily dzieciakiem, który gnębił Severusa Snape'a, robił rozróbę w każdym zakątku Hogwartu i olewał wszystkich dookoła.
Postanowił jednak nie naciskać. Wiedział i czuł, że to nie było dobre rozwiązanie. Rozmowy z Syriuszem, Remusem i Peterem także Jamesa w tym upewniły, dlatego zapragnął teraz zakosztować życia bez Evans, choć spodziewał się doprawdy bardzo gorzkiego smaku...
Po upływie kilku dni Syriusza wypuszczono ze skrzydła szpitalnego, co sprawiło, że humor Jamesa, po kolejnym odrzuceniu jego względów przez Lily, znacznie się polepszył. Wraz z Remusem i Peterem natychmiast pognali pod drzwi skrzydła, gdzie wyczekiwał już na nich, dręczony jeszcze pytaniami przez pielęgniarkę, Syriusz we własnej osobie.
— Rogaczu, druhu! — zawołał głośno Łapa i skorzystał z okazji zdezorientowania pani Pomfrey, aby wydostać się z sideł kobiety. Zwinnym ruchem prześlizgnął się obok i wpadł Jamesowi w objęcia.
— No nareszcie, już myślałem, że będzie trzeba cię zniuminikować! — ogłosił z ulgą James i poklepał najlepszego przyjaciela po plecach.
— Zmumifikować — poprawił rozbawiony Remus i uśmiechnął się szeroko do Syriusza. — Jak dobrze cię widzieć całego i zdrowego, Łapo!
— Jak się czujesz? — dopytał Peter.
— Jak nowonarodzony! Nowonarodzony, moi przyjaciele!
Całą czwórką roześmiali się na te słowa i zaczęli iść wspólnie korytarzem, kiedy na horyzoncie pojawiła się Lily, aby przywitać się z Syriuszem, a krótko po niej Stella. Na widok tej drugiej Remus nieśmiało się uśmiechnął, co Krukonka natychmiast odwzajemniła.
Szybko się zorientowali, że Syriusz stał się kimś w rodzaju celebrytą, kiedy wiele par oczu skupiało się na jego osobie. W końcu spadł ze sporej wysokości i wyszedł z tego cało, choć z drobnymi poranieniami.
CZYTASZ
Do samego końca • Jily
Fanfikce❝Nie w tym rzecz, Potter - wtrąciła. - Nie rozumiem twojego >kocham cię<. Dla mnie te słowa oznaczają wszystko, powierzenie całego swojego życia osobie, do której je kierujesz. Nie, nie przerywaj mi. Nie mogę być pewna, czy będziesz mnie kocha...