Rozdział 31

623 50 225
                                    

— CZY TY WIESZ, KTÓRA JEST GODZINA?!

— Na jedzenie zawsze odpowiednia!

HA, HA! BLACK NOGI SE POŁAMAŁ!

— PRZYMKNIJ SIĘ, IRYTKU. ŁAPO, PRZESTRASZYŁEŚ NAS!

— Nie moja wina, że mi spadła ta głupia tacka!

— A NIBY KOGO?

— Tacki...?

HA, HA! BLACK NOGI SE POŁAMAŁ!

Dłoń Jamesa spotkała się z jego czołem przy głośnym plasku. Obrzucił leżącego plackiem na podłodze Syriusza tak niedowierzającym spojrzeniem, na jakie było go tylko stać. Lily pokręciła głową niczym matka zawiedziona swoim dzieckiem, podczas gdy Irytek zrobił w powietrzu kozła, śmiejąc się do rozpuku.

— Chyba obudziłeś połowę zamku! — powiedziała Lily. — Tyle huku narobiłeś, że jak zaraz zza zakrętu wyleci w piżamie Dumbledore to ja się naprawdę nie zaskoczę.

— Ciekawe, jaką ma piżamę... — mruknął znikąd James, za co dostał z łokcia od Lily.

— Pewnie w cytrynowe dropsy. — Wzruszyła ramionami, a następnie podeszła do Syriusza i podała mu dłoń. — Wstawaj, ty łamago.

— Wypraszam sobie — prychnął, ale przyjął pomoc. Różdżką zgarnął wszystkie swoje babeczki z powrotem na tackę.

— Prawdę mówi — stanął po jej stronie James. — Jakim cudem ty się wywaliłeś na prostej drodze, Łapo?

— Ee... To wina Irytka, może?!

— Spadaj! — oburzył się Irytek. — Tym razem to nie moja wina! Nie zwalaj na mnie! Wywaliłeś się o własne nogi, sam widziałem! HA, HA! BLACK NOGI SE POŁAMAŁ!

— Przymknij się — burknął Syriusz, ale Irytek w dalszym ciągu robił kozły w powietrzu i śpiewał swoją jednowersową pieśń.

— Dość — zarządziła Lily. — Poważnie, zaraz zbiegnie się tutaj połowa zamku. Ciszej, Irytku!

HA, HA! BLACK NOGI SE POŁAMAŁ!

CISZEJ! — krzyknęła z sykiem, na co Irytek przewrócił oczami, wystawił jej jęzor i, wciąż wrzeszcząc, odleciał.

James z lekkim strachem spojrzał z ukosa na Lily. Jeszcze nie widział jej takiej stanowczej i nie był pewien, czy kiedykolwiek jeszcze chciałby taką ją zobaczyć. Przynajmniej nie na własnej skórze.

— Wasze dzieci będą miały przekichane — wymamrotał Syriusz, za co został spiorunowany wzrokiem przez Lily.

— Wstawaj, i to już! Marsz do wieży! I żeby mi się to nie powtórzyło!

— Dobra, dobra... — Uniósł ręce w geście poddania i zaczął odchodzić ze swoją tacką pełną babeczek, kiedy Lily nagle go zatrzymała.

— To sobie weźmiemy.

— A niby to dlaczego miałbym wam je oddać? — zapytał z obrazą.

— Wolisz szlaban?

— Smacznego. — Dotknięty do żywego Syriusz wcisnął swoją tackę w dłonie Lily, a następnie szybko odszedł, burcząc coś pod nosem.

— Dobra jesteś! — zawołał z fascynacją James, kiedy  Syriusz zniknął z pola widzenia. — Moja dziewczyna! — Sięgnął po czekoladową babeczkę, ale Lily trzepnęła jego dłoń.

— Mój łup, moje zasady. Gdzie „proszę"?

— Mam prosić? — James zrobił obrażoną minę.

Do samego końca • JilyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz