Ahoj, majtki! Arrr!
Szczerze powiedziawszy — byłam wręcz pewna, że nie uda mi się dzisiaj napisać, poprawić i opublikować rozdziału :') Nawet już zaznaczyłam w swoim kalendarzyku, że dzisiaj nic nie wstawiłam, haha. A tu proszę — nudna chemia i geografia zrobiły swoje.
•
Po rozmowie z Lily, krzykami Stelli i własnym poczuciu winy — James postanowił nareszcie, tuż przed świętami, w samo wyjście do Hogsmeade, porozmawiać z Leą, a tym samym przeprosić. Wiedział, że nawet jak na siebie zachował się nieprzyzwoicie i bardzo tego żałował. Miał nadzieję, że jego wcześniejsza dobra relacja z Leą nie ucierpi na jego głupocie. Wciąż lubił z nią rozmawiać. Teraz wiedział, że nic więcej z tego nie będzie, bo ewidentnie wciąż czuł coś do Lily, a to zmieniało diametralnie postać rzeczy i podejście Jamesa do całej tej nieco szalonej sytuacji.
Jeszcze przed samym wyjściem do Hogsmeade rozegrała się nareszcie dogrywka między Gryfonami a Puchonami w quidditchu, zakończona zwycięstwem znowu Gryfonów. Widocznie jednak uczniowie domu borsuka zdecydowanie lepiej zagrali i tylko dzięki szybkiej interwencji szukającego Gryffindoru ci zdołali wyjść ze zwycięstwem.
Zaraz po skończonym porannym posiłku, widząc odchodzące od stołu Krukonów Leę i Stellę, James od razu ruszył za nimi. Dogonił dziewczyny w sali wejściowej i poprosił o rozmowę z Leą. Początkowo dziewczyna była dosyć negatywnie nastawiona, ale ostatecznie, na szczęście, zgodziła się, aby zakopać topór wojenny poprzez wyjaśnienie.
— Słuchaj, Lea — zaczął z tak wielką powaga, na jaką tylko był w stanie sam James Potter. — Wiem, że cię zraniłem. To było strasznie głupie i nie tak miało wyglądać, jak zresztą możesz się domyślić... Głupi mi, no. Kogo jak kogo, ale moich przyjaciół nie mam w zamiarach ranić, i to w żaden sposób... — urwał zmieszany i przejechał dłonią przez swoją i tak zmierzwioną fryzurę.
Lea uniosła swoje ciemne brwi do góry, ale wciąż milczała, co wywarło na Jamesie presję, by mówić dalej.
— Bardzo cię przepraszam. Nieumyślnie wypowiedziałem... eee... tamte słowa — wyjąkał i podrapał się z jeszcze większym zmieszaniem po karku.
— No sądzę, że nieumyślnie, Potter — żachnęła się Lea. — Bo gdybyś wypowiedział je umyślnie, to dostałbyś kopa w tyłek.
James roześmiał się na widok zawziętej miny Lei, która także się lekko uśmiechnęła. Chłopak jeszcze przez kilka kolejnych minut tłumaczył, jak to wszystko wyglądało z jego strony. Zapewnił, że wcale jej nie wykorzystywał i naprawdę próbował spróbować tego związku. Lea miłosiernie wybaczyła to zranienie i także szczerze opowiedziała, jak to wszystko wyglądało z jej perspektywy. Ostatecznie pogodzili się i rozeszli w pokoju. James nareszcie miał czyste sumienie i zamkniętą przykrą sytuację na same święta.
Pozostali Huncwoci, na których James natknął się już w Hogsmeade, ruszyli razem do sklepu Zonka, Miodowego Królestwa i jeszcze kilku innych magicznych magazynów. Na sam koniec postanowili zapukać do drzwi pubu Pod Trzema Miotłami.
Zamówili sobie po piwie kremowym i zajęli jeden ze stolików przy oknie. Śnieg sypał za nim obficie i wyglądało to naprawdę bajecznie. Zima była piękną porą roku, to trzeba było przyznać. Przyroda niesamowicie się zmieniała, jakby w zupełnie inny, mroźny świat Króla czy Królowej Śniegu.
Niedługo później do pubu weszły Stella i Lea. James uśmiechnął się do nich, a te natychmiast się przysiadły, widząc zaproszenie z jego strony.
CZYTASZ
Do samego końca • Jily
Fanfiction❝Nie w tym rzecz, Potter - wtrąciła. - Nie rozumiem twojego >kocham cię<. Dla mnie te słowa oznaczają wszystko, powierzenie całego swojego życia osobie, do której je kierujesz. Nie, nie przerywaj mi. Nie mogę być pewna, czy będziesz mnie kocha...