Za oknem padał deszcz, gdy zaspany James Potter z wielkim niezadowoleniem wypisanym na twarzy wstał i nieprzytomnym wzrokiem rozejrzał się po pomieszczeniu, jakim było dormitorium. Przez zasłonięte zasłoną okna wpadał pojedynczy promień słońca, które przysłonięte było przez ciemne chmury.
Przeciągnął się leniwie, z westchnieniem wygramolił z łóżka i przebrał w swoją gryfońską szatę. Trzy razy zaplatał krawat, nim ułożył się tak, jak powinien wyglądać każdy prawowity krawat.
Przejechał dłonią kilka razy przez rozczochrane włosy, co według Jamesa stanowczo wystarczało na „dobre ułożenie" fryzury.
Spojrzał na Syriusza, swojego najlepszego przyjaciela od lat, który również wygrzebał się już z łóżka i rzucał niedowierzające spojrzenia na Remusa.
— Od kiedy ty nie śpisz? — zapytał Syriusz, patrząc na Remusa tak, jakby był przybyszem z innego świata.
— Od jakiejś godziny. — Wzruszył ramionami, przewracając stronicę czytanej książki.
— Powiedz mi, Luniaczku, po co tak zgrzeszyłeś?
Remus posłał przyjacielowi znudzone spojrzenie.
— A jak myślisz?
— No nie wiem, może po to, aby podejrzeć śpiącą McGonagall? — podsunął James, siadając na swoim łóżku z nonszalanckim uśmiechem.
— Dlaczego miałbym podglądać McGonagall? — parsknął Remus, w dalszym ciągu wbijając wzrok w swoją książkę.
— No wiesz — tym razem odezwał się Syriusz — nie będziemy wnikać w twoje fetysze.
— Jesteście nie do uwierzenia.
— Jak dla mnie to już norma — skomentował Peter, wciągając na swoje stopy skarpetki, które w tym samym momencie zaczęły gwałtownie rosnąć.
Chłopak, jednocześnie przestraszony i zdezorientowany, krzyknął, podskakując, a skarpetki w dalszym ciągu rosły i nie wyglądało na to, że chciałyby przestać. Peter poślizgnął się na podłodze, machnął w powietrzu rękami, pragnąc złapać równowagę, ale na próżno. Upadł z wielkim hukiem na podłogę.
James i Syriusz roześmieli się w głos i przybili sobie dumni piątkę. Remus rozszerzył oczy do rozmiaru dwóch galeonów, odkładając książkę. Sięgnął po swoją różdżkę, znajdującą się na szafce nocnej, skierował ku wciąż rosnącym skarpetkom, które swoją drogą były teraz tak wielkie, że właściwie mogłyby być odebrane jako wyjątkowo fikuśne leginsy, i wypowiedział zaklęcie, które tym samym zatrzymało proces rośnięcia.
— Ty to zawsze potrafisz zepsuć dobrą zabawę! — zawołał oburzony Syriusz.
Peter wciąż wytrzeszczał oczy, patrząc na swoje skarpetki-leginsy i nie potrafiąc wykrztusić słowa.
— Jakbym tego nie powstrzymał, to z dormitorium zrobiłoby się jakieś skarpetkowy wydział dla ubogich — zauważył.
— Glizdogonie — zwrócił się James do Petera — chyba masz bardzo śmierdzące stopy, skoro nawet skarpetki nie chcą do nich przylegać.
— Najwyraźniej — zaśmiał się Peter, chwytając obie pary skarpetek. — Może mi je ktoś teraz zmniejszyć? To moje ulubione.
Wszyscy spojrzeli jak jeden mąż w stronę Remusa z wyczekiwaniem.
— No jasne — powiedział z rozbawieniem. — Wy psocicie, ja naprawiam.
— Mówisz tak, jakbyś się do tego nie przyzwyczaił, stary — rzucił Syriusz, patrząc na przyjaciela z politowaniem.
CZYTASZ
Do samego końca • Jily
Fanfic❝Nie w tym rzecz, Potter - wtrąciła. - Nie rozumiem twojego >kocham cię<. Dla mnie te słowa oznaczają wszystko, powierzenie całego swojego życia osobie, do której je kierujesz. Nie, nie przerywaj mi. Nie mogę być pewna, czy będziesz mnie kocha...