Rozdział 25

541 53 156
                                    

Kiedy nadszedł czwartek, dzień przed przyjęciem organizowanym przez Slugorna, Lily spanikowała. Wciąż nie miała żadnej osoby towarzyszącej i nie miała pojęcia, kogo by zabrać. Jedyną osobą, która przychodziła jej na myśl, był Remus. To jego jako jedynego lubiła ze wszystkich Huncwotów, a spędzenie z nim czasu na pewno byłoby przyjemne.

Jedyny problem stanowił fakt, że Stella także była w Klubie Ślimaka. Lily była niemal pewna, że zaprosi Remusa, w końcu byli bardzo blisko.

Problem braku partnera więc powracał. Lily jednak od rana skupiała się bardziej na lekcjach aniżeli na poszukiwaniu kogoś, z kim mogłaby pójść na to przyjęcie.

W czasie transmutacji świetnie poradziła sobie z zaklęciem, przez co została pochwalona przez zadowoloną McGonagall. W przeciwieństwie do Syriusza, który przypadkiem zamiast przetransmutować krzesło, przetransmutował but Petera.

Test na zaklęciach poszedł jej sprawnie, choć była po nim lekko sfrustrowana, bo mogło pójść lepiej. Eliksiry jak zwykle przebiegły odpowiednio, a na zielarstwie przypadkiem prawie zamordowała jedną z roślin, ponieważ zamiast podciąć łodyg, podcięła jej korzenie. Profesor Sprout niemalże zeszła na zawał, a Lily spłonęła z zawstydzenia rumieńcem.

Lekcje jednak wcześniej czy później musiały dobiec końca, a jak już dobiegły, to problem z partnerem stał się na ten moment najbardziej kluczową sprawą.

Zastanawiała się, czy nie przyjść po prostu sama, bo przecież to i tak nie było takie istotne, bez przesady, ale w czasie drogi po lekcjach popołudniowych do wieży Gryfonów, naprzeciwko niej, Dorcas i Marii stanął Drew.

— Hej, Lily, możemy porozmawiać? — zaproponował po wcześniejszym przywitaniu się z kuzynką i Dorcas.

Lily skinęła głową, a Dorcas i Maria natychmiast pozostawiły ich samych. Spojrzała oczekująco na rozmówcę. Nie widzieli się już dobre kilka tygodni, odkąd przyznała mu wprost, że nie żywi do niego żadnych głębszych uczuć. Do tej pory Drew posyłał jej jedynie uśmiechy na korytarzu, kiedy się na siebie natknęli, ale nic poza tym. Nie inicjował rozmowy, a Lily nie chciała na to naciskać, choć go polubiła.

— Pogodziłem się z... no wiesz... — Skrępowany Drew wzruszył ramionami i machnął w niezidentyfikowanym geście dłonią. — Jeśli ty też... chcesz... to chciałbym ten... no utrzymywać z tobą kontakt. Jako znajomi. Może niedługo przyjaciele.

Na twarzy Lily pojawił się uśmiech.

— Jasne. Od początku tego chciałam. Cieszę się, że nie zrezygnowałeś całkowicie z tej oferty.

Lica Drew także się rozpogodziły, kiedy odetchnął z ulgą na wieść, że mogą się po prostu przyjaźnić.

— Ja też się cieszę! — I powróciła ta jego beztroska wesołość i gadatliwa osobowość. — Przez święta wiele o tym myślałem. Szkoda by było tak cię stracić. Znaczy teoretycznie straciłem tę bliższą więź, ale fajnie, że chcesz się ze mną przyjaźnić. Może to i nawet lepiej. Tak, zdecydowanie lepiej. Tak będzie dobrze, tak myślę. Chyba. No to ten... O nie, znowu za dużo gadam... Mama mi bez przerwy mówi, że muszę dawać innym dojść do głosu, bo inaczej nikt nie będzie chciał ze mną rozmawiać. Najwyraźniej ma rację, chociaż w tym. To ja ci już nie będę przeszkadzał, chyba gdzieś szłaś...? To cześć!

Drew się odwrócił i zaczął odchodzić, ale wtedy Lily wpadł do głowy pewien pomysł.

— Zaczekaj! Mam dla ciebie propozycję...

W normalnych okolicznościach Lily spędziłaby ten piątkowy wieczór albo na rozmowach z przyjaciółkami, albo skupiona na swoich obowiązkach prefekta naczelnego, albo na nauce czy jeszcze czymś innym. Tym razem jednak przyjęcie Slughorna uniemożliwiało każdą z tych opcji. Ale to dobrze — czasami przyjemnie było wyrwać się ze żmudnej rutyny.

Dobrze obstawiała. Stella przyszła na przyjęcie w towarzystwie Remusa i choć oboje byli przyjaciółmi, zachowywali się wobec siebie tak, jakby byli na randce. Lily z rozbawieniem się przyglądała się, jak zawstydzony Remus co chwilę przynosi Stelli jakiegoś drinka czy to placek, zaprasza ją z wypiekami na twarzy do tańca czy potajemnie jej posyła spojrzenia. Wylądowało to naprawdę uroczo.

Kiedy tak stała przy stoliku i obserwowała tańczących Stellę i Remusa, podszedł do niej profesor Slughorn z kuflem kremowego piwa.

— Witaj, Lily! — zawołał uradowany. — Piękna sukienka! Jak się bawisz? Wszystko w porządku? Niczego ci nie brakuje?

— Dziękuję, profesorze. — Lily z uśmiechem skłoniła głowę w stronę profesora. — Owszem, wszystko jest w porządku, a bawię się jak zwykle świetnie na pańskich przyjęciach.

— Cieszę się, cieszę się bardzo. — Horacy zaklaskał, a potem rozejrzał się po pomieszczeniu. — Przyszłaś z kimś?

— Tak, zaraz powinien... — urwała, ponieważ zagubiony partner do niej właśnie podszedł.

— Proszę. — Drew wręczył Lily chłodny trunek, a na widok profesora lekko się zmieszał. — Dzień dobry, psorze... To znaczy panie szanowny profesorze...!

Na twarzy Lily pojawił się uśmiech rozbawienia, którego ukryła łykiem orzeźwiającego drinku.

— Dzień dobry, panie... Eee... — Horacy także się zmieszał. — A ktoś ty?

— Nichols. Drew Nichols. Uczy mnie pan... — wypalił Drew, podczas gdy profesor Slughorn zmarszczył w sfrustrowaniu brwi.

— Tak? A to ci... nowość... No dobrze, nieważne! — zaśmiał się i czknął. Ewidentnie już trochę wypił. — Uczę cały Hogwart! Dobrze, dobrze... To ja pójdę sprawdzić, jak u innych. Bawcie się dobrze, droga młodzieży!

Horacy Slughorn jak powiedział, tak też zrobił, i już po chwili zagadywał inną parę. Lily parsknęła śmiechem i pokręciła głową.

— Uwielbiam go — powiedziała, patrząc na Drew. — To jeden z lepszych nauczycieli.

— Taa... — Drew z powątpieniem skinął głową. — Gorzej, kiedy cię nie zna, choć uczy cię już pięć lat...

Drew ze zmieszaniem przestąpił z nogi na nogę, a potem, kiedy Lily skończyła swojego drinka, podał jej dłoń.

— Zatańczysz?

— Jasne. — Ujęła dłoń Puchona i dała się powieść do tańca.

Choć Drew niezbyt potrafił tańczyć, to robił wszystko, co w jego mocy, aby nie podeptać jej stóp. Czasami, trzeba było to przyznać, niezbyt odnosił w tej kwestii sukcesy, ale mimo wszystko ten wieczór przeminął Lily bardzo dobrze. Już dawno tak wspaniale się nie bawiła. Drew jak na swój wiek był bardzo dojrzały, choć czasami jego dziecinna iskra jeszcze się objawiała, jak na przykład wtedy, kiedy wygłupiał się w tańcu, kręcąc szałowo biodrami, albo zachwycał się dekoracjami wyglądającymi jak miotły.

Lily pomyślała z rozbawieniem, że James też na pewno zachowywałby się podobnie, jak nie jeszcze bardziej dziecięco, choć on był już według prawa dorosły. Zaraz jednak się skarciła, że o nim pomyślała. Bo na jakie licho?

Kiedy przyjęcie dobiegło końca, a Drew ją odprowadził pod sam portret Grubej Damy, Lily grzecznie podziękowała za wspaniale spędzony na wspólnej zabawie wieczór i, przeczekawszy potok słów Drew o tym, że dla niego także był on udany, weszła do środka pokoju wspólnego.

Było już późno, aczkolwiek nawet pomimo tego faktu kilka osób zasiedziało się w pomieszczeniu. Kanapa była zajęta przez nieznane Lily dziewczyny, a przy kilku stolikach zajmowali miejsce chłopcy. Nie dostrzegła nikogo znajomego, więc zawędrowała od razu do dormitorium.

W środku Dorcas i Maria urządziły jej mały wywiad dotyczący przyjęcia. Lily z rozbawieniem odpowiedziała na każde ich pytanie i zapewniła trzy razy Marię, że sprawa z Drew jest rozstrzygnięta, a to wyjście bynajmniej nie zrobiło mu znowu złudnych nadziei.

Do samego końca • JilyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz