Kosmyk rudych włosów opadł Lily na twarz. Machinalnie odgarnęła go dłonią, ze skupieniem wpatrując się w podręcznik Standardowej księgi zaklęć, stopień 7 autorstwa Mirandy Goshawk. Przygryzała swoje pióro, przeskakując wzrokiem po ścianie tekstu. Miała do napisania wypracowanie o porównaniu do siebie kilku wybranych zaklęć, a także wykazaniu różnic pomiędzy ich użyciem.
Przewróciła stronę, wyciągając nogi przed siebie. Był późny wieczór. Jedynie pojedyncze osoby siedziały teraz po kątach we wspólnym pokoju. Ogień radośnie trzeszczał w kominku, a pomarańczowa poświata oświetlała twarz Lily i podręcznik do zaklęć.
Naskrobała szybko na pergaminie zdanie, uśmiechając się z zadowolenia. Od początku swojej nauki w Hogwarcie najbardziej polubiła zaklęcia i eliksiry. Były to nauki, które niezmiernie dziewczynę pasjonowały i z których, musiała nieskromnie przyznać, szło jej naprawdę dobrze.
Przewróciła kolejną stronę, odchrząkając. Przybliżyła różdżkę, która stanowiła jej źródło oświetlenia wraz z kominkiem, do księgi, aby lepiej widzieć czytaną treść, gdy usłyszała skrzypnięcie kanapy tuż obok siebie. Spojrzała w tamtą stronę, spodziewając się, że zobaczy Dorcas, z którą miała jeszcze dzisiaj dokończyć owe wypracowanie, ale dostrzegła zupełnie inną osobę.
— Cześć, Evans! — zawołał entuzjastycznie James. — Jaki zbieg okoliczności!
— Doprawdy imponujący — mruknęła, obrzucając chłopaka podejrzliwym spojrzeniem.
— Nie bądź takim ponurakiem, Evans. Słyszałem, że szkodzi to zdrowiu — powiedział poważnie, kiwając głową.
Lily uniosła delikatne kąciki ust.
— Ha! Uśmiechnęłaś się! — krzyknął z dumną minę James.
Dziewczyna zauważyła, jak niskiej i pulchnej Gryfonce, która znajdowała się kawałek dalej, oparta o ścianę, wypada z rąk książka.
— Ciszej, bo straszysz ludzi — zauważyła Lily, uśmiechając się pocieszająco do pulchnej Gryfonki, która spłonęła rumieńcem i szybko się wycofała.
— Żadna nowość, większość się już przyzwyczaiła — wzruszył ramionami. — Co tam skrobiesz na tym pergaminie? — zapytał, przybliżając się do dziewczyny.
Lily przewróciła oczami. Wiedziała, że wcale Jamesa nie interesowało, co pisała. Wykorzystał tylko pretekst, aby się przybliżyć.
— Wypracowanie na zaklęcia.
— To było jakieś wypracowanie? — zapytał oburzony James.
— Witamy z powrotem na Ziemi! — powiedziała, pstrykając palcami przed oczami chłopaka. — Masz czas, jest dopiero na piątek.
— I tak odpiszę od Remusa.
— Naprawdę świetny przykład, Potter, jak na prefekta naczelnego — parsknęła, podkreślając dosadnie ostatnie dwa słowa.
— Ja nie wiem, co za debil zrobił ze mnie prefekta — rzekł poważnie — ale widzisz, Evans, jeśli to zrobił, to musiał mieć jakiś powód, więc tak, stanowię świetny przykład dla pozostałych uczniów.
Spojrzała na niego z politowaniem, kręcąc jedynie głową i nakreślając kolejne zdanie na swoim pergaminie.
— A właśnie — podjął po chwili James. — Skoro mowa o prefektach, to kiedy mamy jakieś spotkanie do uzgodnienia tych wszystkich... prefektowych spraw?
— Stanowię świetny przykład — powtórzyła z sarkazmem jego słowa. — Powinieneś to wiedzieć od McGonagall, przecież z nami rozmawiała!
CZYTASZ
Do samego końca • Jily
Fanfic❝Nie w tym rzecz, Potter - wtrąciła. - Nie rozumiem twojego >kocham cię<. Dla mnie te słowa oznaczają wszystko, powierzenie całego swojego życia osobie, do której je kierujesz. Nie, nie przerywaj mi. Nie mogę być pewna, czy będziesz mnie kocha...