✯14✯

283 15 2
                                    

Nie pewnie pociągnęłam za klamkę, uchylając drzwi. Zajrzałam do środka sali gdzie na łóżku podpięty do różnych aparatur leżał Stiles, spokojnie sobie śpiąc. Mimowolnie uśmiechnęłam się widząc jak ten mruczy coś przez sen, śniąc pewnie o czymś miłym.

Już pewniej otworzyłam drzwi szerzej, wchodząc w głąb pokoju. Zaraz za mną wmaszerował szeryf, od razu siadając na fotelu obok syna. Ja za to stanęłam w kącie pokoju i niepewnie przypatrywałam się raz młodszemu, raz starszemu Stilinstkiemu. Jeden trzymał drugiego za dłoń i patrzył na niego smutno, pewnie licząc, że ten szybko wróci do zdrowia.

Zdawałam sobie sprawę, że nikt nie może zagwarantować mu pewności, że będzie to szybki proces. Stiles był w naprawdę złym stanie i cudem, by było, gdyby już dzisiaj odzyskał przytomność.

Skłamałabym, gdybym powiedziała, że też nie pokładałam takich nadziei. Ja jednak miałam bardziej egoistyczne pobudki, aby na to liczyć.

Skoro minęło już tyle czasu, miałam go coraz mniej na zrealizowanie swojego planu. A do zrobienia tego potrzebowałam bruneta. Przytomnego i sprawnego.

Dopiero po czasie zdałam sobie sprawę, że stałam tak jak kołek w kącie już dobrą chwile. Opamiętałam się po chwili i podeszłam bliżej, siadając na taborecie, po drogiej stronie łóżka. Spojrzałam na twarz chłopaka i skupiłam się na równomiernym oddechu nastolatka.

Przez ostatnie dni naprawdę polubiłam bruneta i nie chciałam robić mu krzywdy. Jednak jeśli to od niego zależało życie Chuck'a, nie myślałabym dwa razy przed zabiciem go dla brata.

Mimo tego jak bardzo zaczęło mi zależeć na tej grupce nastolatków, rodzinę stawiałam na pierwszym miejscu. Była dla mnie najważniejsza. A został mi tylko Chuck, musiałam go bronić za wszelką cenę. Nawet jeśli miała być ona tak wysoka.

Z rozmyślań wyrwał mnie głos zza moich pleców.

- Przepraszam, ale Sam musi przejść przez jeszcze pare badań. Musimy sprawdzić czy nie dostała wstrząśnienia mózgu od uderzenia w głowę podczas wypadku.- odwróciłam głowę, aby ujrzeć twarz mamy Scott'a, Melissy.- Z resztą straciła sporo krwi, więc musi teraz dużo odpoczywać i się oszczędzać.- oznajmiła z uprzejmym uśmiechem.

Przytaknęłam lekko głową i wstałam ze swojego miejsca, udając się za pielęgniarką, w kierunku wyjścia z pokoju.

-Dziękuje ci Sam.- zatrzymał mnie głos starszego mężczyzny. Od razu domyśliłam się o co mogło chodzić siwowłosemu.

- Nie ma sprawy.- rzuciłam przez ramię, uśmiechając nie leniwie i wyszłam zamykając za sobą drzwi.

****

-Odpocznij chwilę.- poradziła mi kobieta.- Może zdołasz się nawet zdrzemnąć.- mrugnęła do mnie porozumiewawczo.

- Dziękuje, ale nie trzeba mi teraz snu. Czuje się bardzo dobrze i jedyne czego mi teraz trzeba to wyjścia z tej sali.- powiedziałam wstając z łóżka.

Przez ostatnie trzy godziny byłam badana przez pielęgniarkę i lekarza, którego wyraźnie fascynował mój układ odpornościowy. Nie dawał mi spokoju i wciąż badał mnie coraz to pod dziwniejszymi pretekstami.- Kiedy mnie wypiszecie?- zapytałam myśląc jak bardzo chciałabym już położyć się we własnym łóżku.

- Jeszcze z dobę lub dwie.- jęknęłam, gdy gestem ręki kazała położyć mi się z powrotem.- Musimy cię nadzorować, przez jeszcze pare dni.- zakomunikowała brunetka, zmieniając mój opatrunek na nodze.

- Byłam już w gorszym stanie i obeszło się bez tych wszystkich rzeczy.- oznajmiłam, pokazując rękami wszechobecne przedmioty i maszyny.

- Ale wtedy nie byłaś pod moją opieką i nie próbowałaś zabić mi syna i jego przyjaciół- rzuciła jakby nigdy nic, gdy lekarz na chwile wyszedł. Na jej słowa zmarszczyłam brwi.

Zanim Poznałam Ryzyko\\TEEN WOLFOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz