Sam
Po podaniu mi przez Melissę tego czegoś od razu poddałam się silnemu uczuciu zmęczenia, którego tak nienawidziłam i usnęłam. Nie było to jednak coś za co mogłam dziękować. Pamiętam niewiele, ale na pewno nie był to jeden z tych snów, z których nie chcesz się obudzić. Bardziej ten, przed którym najchętniej byś uciekł.
- Saaaam? Gdzie jesteś?- usłyszałam ten przeraźliwy ściszony głos i na samą myśl o jego właścicielu, aż się spięłam.- ON JUŻ NIE ŻYJE!- nagle krzyknął, a w moich oczach pojawiły się łzy.- Tak, dobrze słyszysz. Zabiłem go. Tak samo jak zabije i resztę, a na końcu i ciebie.- jego śmiech, który usłyszałam po słowach, które wypowiedział, przypominał śmiech obłąkanego z zakładu psychiatrycznego.- O...- usłyszałam zaraz za plecami, a gdy odwróciłam wzrok starszy mężczyzna stał tuż za mną.-...tu jesteś.- powiedział sztucznie zaskoczonym głosem i wycelował we mnie średniej wielkości czarnym pistoletem.
- Czego ode mnie chcesz?!- krzyknęłam, a następnie zaczęłam łkać.
- Oj ty złociutka już dobrze wiesz.- rzucił tajemniczo, a jego ręka, w której trzymał broń teraz kierowała się gdzieś obok mojej postaci. Podążyłam wzrokiem za lufą pistoletu, a gdy moje spojrzenie stanęło na stojącym tam brunecie, aż oniemiałam.
Chłopak wyraźnie przerażony patrzył na swoje ręce, jakby coś na nich miał. Dopiero wtedy zauważyłam na nich krew. Popatrzył na mnie, chyba oczekując, żebym coś zrobiła. Mój wzrok zszedł po jego sylwetce i zatrzymał się na jego nogach, pod którymi coś leżał. Właśnie wtedy do moich oczy nabrało się jeszcze więcej łez, a z ust wydał się okropny krzyk.
Na ziemi, tuż przy butach nastolatka, zauważyłam kędzierzawą głowę mojego brata i jego szeroko rozwarte oczy. W głowie, mniej więcej na środku czoła, miał on dziurę po postrzale. Z ust leciała mu szkarłatna ciecz, a swój pusty wzrok zapatrzony miał na mojej zapłakanej buzi.
Chuck nie żył. Mój braciszek nie żył.
Obróciłam się z powrotem do siwowłosego, jednak ten zniknął z miejsca, w którym wcześniej stał, zostawiając po sobie tylko pustkę.
Szczerze wątpiłam, że gdzieś się oddalił i tak po prostu mnie zostawił. Nie byłam więc w błędzie, gdy po obróceniu twarzy ku Stiles'owi, ten właśnie tam stał, ponownie w niego celując.
- Stiles też zginie Sam, dobrze przecież o tym wiesz. Zadbasz o to, prawda?- zapytał i chwycił za spust. Wspomniany chłopak nie odezwał się ani słowem odkąd tylko go tu zauważyłam. Mimo to widziałam na jego twarzy cień szczerego i czystego przerażenia. Popatrzył na mnie, a gdy nasze spojrzenia się spotkały wiedziałam, że wiedział co się święci.
Nagle usłyszałam huk. Głośny i upiorny huk, po którym moje oczy otworzyły się szeroko, a ja wstałam do siadu....
***
Szliśmy razem z Stiles'em spokojnym, aczkolwiek prędkim tępem w stronę szpitalnej piwnicy. Chłopak o dziwo zadawał niewiele pytań i posłusznie szedł za mną nie sprawiając dużo problemów. Byłam z tego powodu bardzo zadowolona, jednak nie okazywałam tego z byt bardzo, skupiając się w pełni na swoim zadaniu.
Bardzo dawno temu razem z bratem byliśmy w Beacon Hills, nawet nie wiedząc w jakim celu. Mieliśmy wtedy sporą sprzeczkę ze sprzedawczynią, która oskarżyła nas o kradzież i wezwała ochronę. Byliśmy jeszcze bardzo młodzi i bezbronni, więc gdy próba ucieczki się nie powiodła, trochę oberwałam. Zaraz po tym ten sam mężczyzna, który mnie uderzył, oberwał ode mnie w krocze, dając nam tym chwile, aby uciec.
CZYTASZ
Zanim Poznałam Ryzyko\\TEEN WOLF
Teen Fiction„- Co się dzieje?!- krzyknęłam roztrzęsionym głosem. Z oczu zaczęły wylewać się słone łzy.- Czemu jestem przywiązana do krzesła?!- szarpałam się. Ci spojrzeli po sobie zdumieni moim zachowaniem i usiedli na przeciwko mnie. - Sam...- zaczął Scott gł...