Biegłam ile sił w nogach uciekając przed kolejną parą osiłków goniących mnie od piętnastu minut. Skubani nie chcieli się odczepić, a ja powoli traciłam siły. Musiałam coś wymyślić, aby stracić ogon, bo opadałam z sił, aby dalej biec.
W ostatniej chwili kiedy ci zaczęli mnie doganiać, udało mi się gwałtownie skręcić za zakrętem i schować tuż za nim. Z uwagą czekałam na nich i co jakiś czas ostrożnie wychylałam, aby sprawdzić jak daleko są.
Kiedy już znaleźli się przy mnie, niczego nie świadomi i rozglądali się za mną, wyskoczyłam to i niepostrzeżenie pozbawiłam przytomności, uderzając z całej siły w głowy.
Po tym jak upewniłam się, że obaj nie będą mnie już gonić, ponownie zebrałam się i wybiegłam z kryjówki w dalszą ucieczkę.
Nie miałam pojęcia, w którym kierunku jest wyjście, ani ile czasu zostało aby mnie znaleźli. Za wszelką cenę starałam się nie stracić kontroli nad emocjami, które buzowały we mnie jak nakręcone.
Byłam cholernie wykończona, przestraszona i zrozpaczona. Po raz pierwszy w życiu nie widziałam wyjścia z trudniej sytuacji ani możliwości jej rozwiązania. Ledwo widziałam przez załzawione oczy i rozczochrane włosy, zakrywające mi połowę twarzy.
Mimo wszystko za wszelką cenę się nie rozpłakać biegnąc dalej i dalej. Nogi powoli zaczynały mi się plątać, a w gardle piec każdy następny wdech i wydech.
Wiedziałam, że dłużej już tak nie pociągnę. Nie dałabym rady.
W pewnym momencie usłyszałam za sobą krzyki. Gwałtownie się odwróciłam w stronę, z której dochodziły, a moim oczom ukazał się sam Hunter z bandą strażników w czarnych marynarkach.
I wtedy właśnie się potknęłam o jedną z nóg i przewróciłam zderzając z zimną i twardą płaszczyzną. Przed spotkaniem twarzy z ziemią, uchroniły mnie tylko własne ręce, które w ostatnim momencie wyciągnęłam przed siebie i przeturlałam w sekundę znajdując się na plecach.
Podparłam się na łokciach patrząc jak ci idą do mnie w bardzo szybkim tępie i wyciągają broń celując prosto we mnie. Nawet z załzawionych i opuchniętych oczy widziałam ten przeraźliwie szeroki uśmiech czarnowłosego i jaką satysfakcję sprawia mu mój strach.
- I GDZIE TERAZ UCIEKNIESZ, SAM?- krzyknął z końca korytarza.- NIE MA JUŻ WIĘCEJ WYJŚCIA! JESTEŚ W PŁAPCE!- dodał na co nie rozejrzałam w okół zdezorientowana.
Mężczyzna miał rację. W okół mnie nie było żadnego wyjścia. Byłam na pustym korytarzu, a po obu jego stronach były tylko pozamykane na cztery spusty pokoje lub inne pomieszczenia, których nie zdążyłam wcześniej rozpoznać. Na końcu za to była tylko biała ściana. Byłam w ślepym zaułku.
- ZOSTAWCIE MNIE W SPOKOJU!- wrzasnęłam na cały głos, znacznie bardziej drżącym głosem niż spodziewałam się, że w ogóle mogę.
- Nie możemy.- powiedział już cichszym głosem niż wcześniej. Teraz był znacznie bliżej niż wcześniej. Dosłownie gdybym miała liczyć, to może z piętnaście metrów ode mnie i z każdym krokiem coraz bliżej.- Nie skończyliśmy jeszcze rozmawiać.- oznajmił i ponownie na jego ustach zawitał ten sam, sadystyczny uśmieszek co ostatnio, lecz tym razem z nutką furii i błyskiem w oku, który nie znaczył nic dobrego .
- A właśnie, że skończyliście!- usłyszałam i nie minęła sekunda, a ktoś pociągnął mnie za ramiona w kierunku jakiegoś pokoju i wciągnął do niego. Pisnęłam przerażona myśląc, że to ktoś wrogo do mnie nastawiony i zaczęłam mocno się szarpać i wyrywać, za wszelką cenę utrudniając mu czynność jaką wykonywał. Zamknęłam oczy i skuliłam kolana przyciskając je maksymalnie do klatki piersiowej, myśląc, że to pomoże.
CZYTASZ
Zanim Poznałam Ryzyko\\TEEN WOLF
Teen Fiction„- Co się dzieje?!- krzyknęłam roztrzęsionym głosem. Z oczu zaczęły wylewać się słone łzy.- Czemu jestem przywiązana do krzesła?!- szarpałam się. Ci spojrzeli po sobie zdumieni moim zachowaniem i usiedli na przeciwko mnie. - Sam...- zaczął Scott gł...