Razem z Melissą zrobiłyśmy spaghetti. W zasadzie to była moja ulubiona potrawa. Nie jest trudna, a bardzo dobra i pożywna. A więc, gdy kobieta zapytała co na obiad, chyba oczywiste było co wybiorę.
Moim zadaniem było ugotowanie makaronu, a ona zajęła się robieniem sosu. Na moje szczęście dostałam najłatwiejsze zadanie. Nie robiłam spaghetti od lat i nie wiem czy podołałabym takiemu zadaniu.
Kiedy makaron był już gotowy wyjęłam sitko i przecedziłam go. W tym samym czasie mama Scott'a dokończyła robić sos i przygotowała talerze.
Przez cały proces gotowania rozmawiałyśmy, żartowałyśmy, a nawet plotkowałyśmy, na różne tematy. Na chwile zapomniałyśmy o przeszłości, która tak bardzo powinna wpływać na nasze relacje, a po prostu cieszyłyśmy się chwilą.
Przy niej czułam się swobodnie. Od początku była miła, uprzejma, i nie zależnie od tego co wiedziała, pomagała, bo chciała. Można powiedzieć, że była takim aniołem opiekującym się i chroniącym syna i jego przyjaciół.
Nie wiedziałam jak zareagowała na moją „zdradę", ale wiem, że już mi ją wybaczyła. Było to widać.
Nałożyłyśmy sobie po porcji jedzenia i usiadłyśmy przy stole nadal rozmawiając na jakiś mało istotny temat.
Posiłek był przepyszny. Makaron może nieco przegotowany, ale i tak było dobre.
- Było chyba najlepsze spaghetti jakie jadłam w życiu.- rzuciłam z szerokim uśmiechem do pani McCall.
- Też uważam, że było dobre.- odwzajemniła uśmiech i wstała, by włożyć naczynia do zlewu.
- Ja to zrobię.- zatrzymałam ją i zabrałam talerze z rąk. Wstałam od stołu i zaniosłam do kuchni zalewając ciepłą wodą. Wróciłam z powrotem do jadalni gdzie czekała na mnie brunetka i usiadłam na swoje miejsce.
- Dziękuje.- spojrzała na mnie z wdzięcznością.
- Nie ma sprawy.- oznajmiłam.- Która godzina.- zapytałam z ciekawości.
- W pół do czternastej.- odpowiedział spoglądając na zegarek na ręce.
- A o której kończy dziś Scott?- dopytywałam.
- O piętnastej.- spojrzała na mnie zdezorientowana, gdy zrobiłam przerażony wyraz twarzy.- Coś się stało.
- Nie, nic. Po prostu muszę już powoli się zbierać.- znów wstałam i nerwowo poprawiłam podwinięty przyduży t-shirt.- Scott ma robić jakiś projekt z dziewczynami i muszę wyjść na ich pobyt.- wyjaśniłam zdziwionej kobiecie.
- Dobrze, w takim razie do zobaczenia.- oznajmiła i również wstała.
- Yhm.- rzuciłam i zgarnęłam telefon, portfel, kluczyki to motocyklu i założyłam na siebie moją skórzaną kurtkę wychodząc z domu.
Po wyjściu postanowiłam zrobić sobie małą przejażdżkę po Beacon Hills i jego obrzeżach. Wsiadłam na maszynę i ruszyłam nawet nie składając kasku. Uznałam, że nie mam ochoty się nim dusić. Za dużo wysiłku, by mnie to kosztowało.
Nawet nie wiem gdzie pojechałam. Po prostu przed siebie.
Wjechałam na jakiś pagórek, a za nim do rezerwatu. Las może nie był idealny do jazdy takim sprzętem, ale nie wiem co mnie natchnęło, by właśnie tak wjechać. Zatrzymałam się dopiero przy jakimś wielkim pieńku. Znałam ten pieniek. Było to to samo drzewo, przy którym się upiłam kilka miesięcy temu.
Zerknęłam na drzewa w obrębie kilku metrów i zobaczyła jeszcze pare dziur po moich strzelankach. Uśmiechnęłam się smutno. Pamiętam, że rzucałam wtedy bezbłędnie moimi nożami i celowałam z broni doskonale trafiając do celu. Dowiedziałam się wtedy w jakim stanie był mój brat. Po głowie nadal krążyło mi wspomnienie zdjęcia, króre wtedy dostałam. Krew, łzy, rany...sam ból.
CZYTASZ
Zanim Poznałam Ryzyko\\TEEN WOLF
Teen Fiction„- Co się dzieje?!- krzyknęłam roztrzęsionym głosem. Z oczu zaczęły wylewać się słone łzy.- Czemu jestem przywiązana do krzesła?!- szarpałam się. Ci spojrzeli po sobie zdumieni moim zachowaniem i usiedli na przeciwko mnie. - Sam...- zaczął Scott gł...