2. ten z Liamem

834 68 181
                                    

Kiedy Louis się obudził, słońce już nie zaglądało przez okna jego sypialni, a w pokoju panowało ciepłe światło nieśmiało przebijające się przez rolety. Szatyn przetarł zaspane oczy, chcąc wyrwać się z sennego letargu i oprzytomnieć swoje rozmyte spojrzenie. Jego zamglone oczy wbiły się w ekran telefonu, który poraził go swoim światłem, kiedy na wyświetlaczu ukazała się godzina szesnasta trzydzieści i jedno nieodebrane połączenie od Liama.

- Raczej nic ważnego – mruknął z miękką chrypką, zanim odkaszlnął i sięgnął po butelkę wody, która stała przy nodze jego łózka. Wypił łapczywe kilka łyków chłodnej i przyjemnie kojącej suchość jego gardła wody, po czym przeciągnął się, rozprostowując swoje kończyny, lekko odrętwiałe od niezmiennej przez kilka godzin snu pozycji.

Wstał z łózka i zajrzał do Jay, dosypując trochę jej ulubionego jedzenia, które rybka natychmiast zauważyła i zaczęła kręcić kółka przy szklanej ścianie akwarium. Tomlinson uśmiechnął się ciepło i wyszedł z pokoju, aby ogarnąć się po długim, aczkolwiek bardzo satysfakcjonującym śnie. Standardowo wskoczył pod szybki i chłodny prysznic, umył zęby i owinięty puchatym ręcznikiem wyszedł z łazienki, aby przyrządzić sobie śniadanie. Była to czynność, której szczerze nie znosił i jeśli tylko by mógł, to jego dieta składałby się z zamówionych dań. Jednak doskonale wiedział, jak kiepsko mogłoby to się odbić na jego zdrowiu, więc dzień w dzień zmuszał się do przygotowania wartościowego śniadania.

Pogwizdując cicho pod nosem, wyjął z lodówki potrzebne mu składniki, aby z wielkim grymasem wywołanym trudem i niechęcią, przyrządzić sobie jajka sadzone i dwa chrupkie tosty. Humor poprawiła mu ukochana herbata z mlekiem i płaską łyżeczką cukru, którą zrobił sobie na zakończenie tych tortur zwanych gotowaniem.

Zjadł oglądając popołudniowe wiadomości, w których nawet słowem nie wspomniano o jakimś zabójstwie, na co szatyn parsknął lekceważąco – on nie uważał siebie za mordercę idealnego, który nie zostawia za sobą żadnych śladów. Wiadomo, miał plan, który nie pozwolił mu się ujawnić czy zdradzić, jednak krew w parku i tajemnicze zniknięcie Luka Evansa było chyba oczywistą oznaką morderstwa. Nie oczekiwał od angielskiej policji, że tak szybko połączą fakty, jednak ktoś już na pewno natknął się na miejsce jego zbrodni, nie pozostawiając tego bez echa.

No cóż, świat sprzyjał jego haniebnym występkom.

Z zamyślenia wyrwał go dzwonek do drzwi, który w charakterystyczny sposób rozpoczął swoją upierdliwą symfonię, dręcząc uszy Louisa kiepską i powtarzalną melodią. Wywrócił oczami, po czym wstał i, nie przejmując się swoim ubiorem, który stanowił ręcznik nisko zwisający na jego biodrach, poszedł otworzyć drzwi. Tomlinson był bardziej jak pewny, że po ich otwarciu zobaczy pocieszną twarz jego przyjaciela, który minie go w progu i rozgości się w jego małym salonie, popijając piwo albo życząc sobie herbaty.

- Nie gadaj, że dopiero wstałeś – parsknął Liam, kiedy powłoka ciemnych drzwi lekko się uchyliła, a w szparze zauważył półnagiego Tomlinsona. – Co ja się z tobą mam – zaśmiał się i wyminął go, od razu siadając na kanapie.

- Mój dom, moje zasady – odparł ze śmiechem, jednak zniknął w sypialni, narzucając na siebie luźne dresy i wyciągnięty podkoszulek. Nie prezentował się jak gwiazda kina, w szczególności, że jego włosy opadały na czoło, co chwila przysłaniając mu pole widzenia albo łaskocząc w nos, jednak miał to w głębokim poważaniu. Liam widział go w znacznie gorszym wydaniu – chociażby jako dorastającego nastolatka z mnóstwem niedoskonałości na twarzy i w paskudnych okularach na jego nosie – więc nie musiał się przejmować jego opinią.

Sam o sobie miał wysokie mniemanie i podobało mu się co widział w lustrze. Jego twarz miała mocne rysy, których wystające kości policzkowe dodawały mu charakteru. Policzki miał pokryte kilkudniowym zarostem, a cerę idealną jak niemowlę. Ze względu na to, że był stałym bywalcem siłowni, mięśnie na jego brzuchu były wyraźnie zarysowane, a idąc w dół, tworzyły idealnie równą linię V. Nogi miał może i zbyt krótkie, jednak zgrabne i umięśnione, o co zadbał na samym początku swojej przygody z treningami. Jego bicepsy odznaczały się w rękawach bardziej przylegających koszul i koszulek, a niezbyt szerokie ramiona stanowiły idealną harmonię z jego biodrami i odstającym tyłkiem, z którego był szczególnie zadowolony.

Love in crime || Larry StylinsonOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz