Louis zaczął nerwowo krążyć po pokoju, a Styles wpatrywał się w niego ze strachem. Nie wiedział, co chłopak planuje zrobić, jednak słyszał, jak pociąga nosem i widział pojedyncze łzy, które szatyn ścierał dłonią z policzków. Harry był przerażony, ponieważ Tomlinson zazwyczaj o wszystkim mówił chłodno, spokojnie i, jeśli już zdarzyło mu się coś przeżywać, płakał cicho, wtulając się w Stylesową pierś. Teraz jednak, wyglądał, jakby miał wybuchnąć albo wpaść w histerię, a loczek po prostu zaczął się go bać.
A Tomlinsona zalewał gniew; wielki gniew i niezrozumienie. Wciąż nie mógł się pogodzić ze śmiercią jego rodziny. Od lat rozpamiętywał ten dzień, układając w swojej głowie plan. Nie potrafił się tego wyzbyć i wciąż pałał nienawiścią do człowieka, który od lat już gnije w więzieniu i, z tego, co wie Louis, nie powodzi mu się tam najlepiej.
- Kiedy po rozprawie w sądzie – zaczął Louis, stając tyłem do chłopaka i wpatrując się w widok za oknem – pozwolono mi zobaczyć tego faceta, prawie go tam rozszarpałem. Zacząłem się wyrywać policjantom i wydzierałem się, obrażając go na tyle, na ile byłem w stanie. Wpadłem w szał, Harry. W wielki szał i nic nie mogło mnie powstrzymać – wyznał, powoli obracając się do Stylesa, który siedział skulony i ze łzami w oczach. – Później obiecałem sobie, że się zemszczę. Chciałem pomścić śmierć mojej rodziny, którą odebrał mi psychopata, nie mając nawet motywu!
- Przytul mnie, Lou – szepnął Harry, ścierając łzy z czerwonych policzków. Tomlinson jakby się opamiętał i wyrwał z jakiegoś transu. Podszedł prawie biegiem do chłopaka i zamknął go w szczelnym uścisku, płacząc głośno w jego ramię.
- Przepraszam, kochanie, ja... ja sobie wciąż z tym nie radzę – wyłkał, zaciskając palce na materiale koszulki Stylesa, który gładził go dłonią po plecach. – Od tamtej pory mam cholerne problemy z agresją – parsknął. Wiedział, że jego łatwość do wpadania w ogromny gniew wcale nie jest przypadkowa. Każda chwila, kiedy jego tęczówki ciemnieją, krew zaczyna wrzeć w żyłach, a słowa innych do niego nie docierają, była chwilą, w której Louis tracił kontrolę. Wpadał w trans, ten sam, jak wtedy, kiedy zabijał. Wszelki lęk znikał z jego ciała, a myśli koncentrowały się na tym, aby wyrządzić komuś krzywdę i wypełnić swój plan.
- Wiem, Lou – szepnął Harry, całując uspakajająco głowę chłopaka. Jeszcze chwilę temu, to Tomlinson górował nad loczkiem, zamykając go w uścisku, jednak teraz znikał w ramionach Harrego, trzęsąc się i nie mogąc opanować swoich łez. Serce Stylesa pękało, widząc i słysząc, co się dzieje z jego ukochanym.
- Zdarzały mi się też ataki paniki – wyjawił, próbując nie dławić się łzami i unormować trochę swój bolesny oddech. – Nie wiedziałem wtedy, co się ze mną dzieje. Jakbym nie mógł zapanować nad własnym ciałem.
- Spokojnie, nie mów już nic – mruknął Styles, wyłapując przerażone spojrzenie swojego chłopaka. Było mu go cholernie żal i bolało go to, ile ten, pozornie obojętny i zimny facet, musiał przejść w życiu. – Przepraszam, że zapytałem – dodał z goryczą, głaszcząc policzek Louisa.
- Musiałem ci to kiedyś powiedzieć – odparł, wtulając się w ciepłą skórę loczka. – Nie chciałem się tak rozpłakać, ale... - głos mu się urwał, a kolejne łzy zaczęły płynąc obficie po jego policzkach. Oczy Harrego ponownie zaszły łzami, jednak zacisnął mocno powieki i przycisnął usta do czoła Tomlinsona, próbując uspokoić ich oboje. – Tak bardzo cię kocham, Harry – powiedział po dłuższej chwili i musnął ustami wargi chłopaka.
- Ja ciebie też kocham, Lou. Cholernie mocno cię kocham – powiedział i zaczęli się wolno i bardzo delikatnie całować, kiedy ich łzy łączyły się gdzieś w połowie drogi. Muskali wzajemnie swoje wargi, trzymając dłonie zaciśnięte na koszulce drugiego, lub gdzieś na jego policzku.
CZYTASZ
Love in crime || Larry Stylinson
FanfikceLouis Tomlinson to degenerat społeczny, który za swoje "wykroczenia" już dawno powinien gnić w więzieniu. Nie ma prawie nikogo w życiu i próbuje swoją samotność załagodzić gadaniem do złotej rybki, której opowiada o przeżyciach minionych dni. Spędza...