3. ten od narzekania

629 66 108
                                    

Po powrocie od Eleanor, Louis spał przez całe południe, śniąc o wszystkim, co błogie i spokojne. Jego myśli odpłynęły do krainy przyjemnych wyobrażeń, a ból głowy ustępował w sennym relaksie. Pewnie, gdyby tylko to od niego zależało, to spałby cały dzień i całą noc, budząc się nazajutrz. Jego organizm byłby wdzięczny za większą dawkę spokoju i odpoczynku, kac odszedłby w zapomnienie, a myśli wyparłyby piskliwy głos Eleanor, który kąśliwie drażnił jego wspomnienia poprzedniej nocy.

Niestety, Liam miał inne plany i już o dziewiętnastej w kawalerce Louisa rozbrzmiało metaliczne drżenie dzwonka, co było jak ciężkie tortury dla śpiącego Tomlinsona. Początkowo Louis chciał udać, że go nie ma, przemilczeć sprawę i ani drgnąć, dopóki namolny przyjaciel nie podda się i nie wróci do domu. Jednak Payne, bo to musiał być on – nikt inny nie dzwoni tyle razy i w tak charakterystyczny sposób – nie dawał za wygraną i już kilka minut uderzał palcem w dzwonek, doskonale wiedząc, że Louisowi nie chce się podnieść z łóżka. No i miał rację, ponieważ szatyn z wściekłą miną stoczył się z pościeli i owinąwszy w puchatym kocykiem, ruszył w stronę drzwi.

- Pali się? – syknął zza zaciśniętych zębów, kiedy uchylił ciemną powłokę. Został brutalnie wybudzony ze swojej błogiej drzemki i już wiedział, że zemści się na przyjacielu za ten haniebny czyn.

- Nie wiem, ty mi powiedz – parsknął śmiechem i wepchnął się do środka. Oczywiście wyglądał nienagannie. Jego włosy równo ustawione na żel, policzki gładko ogolone, ubrania niepogniecione i pasujące do siebie kolorystycznie. Uśmiech grał mu na ustach, a oczy błyszczały na wypoczętej twarzy. W tym samym czasie, na biodrach Louisa zwisały luźne dresy, włosy miał w sennym nieładzie, a twarz była poszarzała i strudzona wydarzeniami dnia poprzedniego. Piękna i bestia, jakby ktoś zerknął na nich z boku.

- Wiedz, że cię nienawidzę za bardzo wiele rzeczy – mruknął zeźlony i korzystając z okazji, że już się podniósł, wyjął z lodówki jakiś jogurt, aby nie zemdleć z głodu.

- Oj dobra – machnął ręką i usiadł wygodnie na kanapie, wodząc wzrokiem za swoim przyjacielem. Nie miał pojęcia, co stało się z Louisem po tym, jak on z Mayą poszli przywitać się z jej znajomymi ze studiów, znikając na dosłownie dwadzieścia minut. Zresztą, mówili mu, że za chwilę wrócą, jednak ten ich zignorował i poszedł podbijać parkiet. Pijana wersja Louisa jest ciężka do okiełznania.

- Taka prawda – wzruszył ramionami, napełniając swoje usta gorzkim jogurtem, który nie wiadomo jakim cudem znalazł się w lodówce Tomlinsona. – Nie dość, że mnie budzisz, to jeszcze wczoraj porzuciłeś w tym klubie!

- Nieprawda – zaśmiał się Liam, na co Louis wywrócił oczami. – Jednak widzę, że nieźle się bawiłeś – poruszył zabawnie brwiami, wskazując palcem na szyję i obojczyki przyjaciela, które usiane były fioletowymi malinkami. Tomlinson wyglądał, jakby co najmniej stoczył walkę ze stadem pijawek, ale przecież Liam nie będzie go oceniał.

- Nie przypominaj mi – prychnął, a jego humor pogorszył się jeszcze bardziej. Niby nie miał zazwyczaj problemu z takimi właśnie akcjami, ale nie z dziewczyną, od której nie uwolni się przez dłuższy czas. No chyba, że zmieni mechanika i będzie woził Charlotte na drugi koniec miasta, zostawiając ją w nieznanych rękach. Nie, to się nie wydarzy.

- Czemu? – zdziwił się i zmarszczył brwi, wlepiając zainteresowane spojrzenie w krzywą minę Tomlinsona. – Przecież to nie był twój pierwszy raz – zaśmiał się, a Louis kopnął go w łydkę.

- Nie będę z tobą gadał o moim numerku z Eleanor – syknął wywracając oczami, a Liam zastygł w bezruchu. Obaj wiedzieli, że dziewczyna jest męcząca i jak już sobie coś postanowi, to będzie nieugięta tak długo, jak nie spełni jakiegoś wyimaginowanego wymagania. Dodatkowo Louis jej się podobał już od dawna, a dziewczyna wdzięczyła się przed nim jak mogła, próbując zainteresować chłopaka swoją osobą.

Love in crime || Larry StylinsonOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz