Louis nie mógł spać prawie całą noc i jedyne na kwadrans przed wschodem słońca, zamknął swoje przekrwione i zbolałe oczy. Wiercił się po łóżku, rozkopując wszędzie pościel i klnąc w przestrzeń, bo pomimo rozmowy z Liamem, który ze zmęczeniem w głosie obiecał mu, że pogadają w dzień i żeby Louis się niczym nie przejmował, jego nerwy niespecjalnie się uspokoiły. Był wściekły, że po tym świecie chodzą tacy ludzie i nie mógł sobie wyobrazić, co by było, jeśli byłby młodszy i nie wiedziałby, jak się bić.
Przez jego myśli płynęły różne scenariusze, które jeszcze bardziej podnosiły mu ciśnienie. Jeśli tylko w tym parku siedział jakiś chłopiec albo młoda dziewczyna, która za grosz nie miałaby odwagi przywalić temu zboczeńcowi w twarz, to przecież na pewno nabawiłaby się ogromnej traumy na całe życie. Tomlinson szybko się opamiętał i nie dał wejść sobie na głowę, ale ten typ i tak zdążył pójść o kilka kroków za daleko.
Może on sam nie był aniołkiem – chyba, że tym upadłym, ale to szczegół – jednak nie mógł pojąć, co mieści się w głowie tak popieprzonych ludzi. Zaczął też współczuć Liamowi, bo wiedział, że ten na pewno ma styczność z podobnymi pojebami.
W każdym razie, był wściekły i niewyspany, a emocje opadły w nim jedynie trochę. Wciąż miał przed oczami rozkrwawiony nos faceta z parku, co powodowało dumny uśmieszek na jego ustach. Jednak równie dobrze pamiętał tę rękę przekraczającą jego strefę komfortu, przez co brało go na wymioty.
Po ósmej zerwał się z łóżka, ponieważ nie mógł już dłużej leżeć w jednym miejscu. Stwierdził, że ma za dużo energii, więc zrobi coś, czego nikt by się po nim nie spodziewał – pójdzie pobiegać. Cóż, chyba widać, że jego mózg gorzej działa, skoro z własnej woli decyduje się na tak ryzykowne działania.
Wziął lodowaty prysznic i ubrał się w luźne dresy i bluzę z kapturem, aby nikt go nie poznał, jeśli wywaliłby się na jakimś krawężniku lub dostał ataku serca od zbytniego wysiłku. Z każdą minutą odnajdował więcej minusów tego pomysłu, ale jak już sobie coś zaplanował, to nie będzie z tego rezygnował tylko dlatego, że jest to coś innego. Może nie straci zębów na zimnym betonie ani nie złamie nogi lecąc gdzieś w krzaki. Trzeba być dobrej myśli!
Z butelką w dłoni i słuchawkami w uszach, Tomlinson wyszedł ze swojego mieszkania, truchtem zbiegając ze schodów. Był kwiecień i poranki nie należały do najcieplejszej pory dnia, więc policzki Louisa owiał zimny wiatr, dodając mu tym trochę energii.
- Krzyżyk na drogę – wyszeptał do siebie i ruszył naprzód, kierując swoje kroki w głąb osiedla, gdzie szybciej spotka bawiące się dzieci niż jakiegoś zboczeńca, co weźmie go za łatwego geja.
Mijał place zabaw i kilkoro ludzi z psami, którzy posyłali mu uśmiechy albo pozdrawiali kiwnięciem głowy, jeśli kojarzyli go jako swojego sąsiada. I Louis musiał przyznać, że to było miłe i totalnie zapomniał o palącym go oddechu i drętwiejących mięśniach, całkowicie skupiając się na czerpaniu przyjemności z pięknej pogody i uprzejmości przechodniów.
Kiedy tak biegał, nagle dostrzegł dwóch facetów mniej więcej w jego wieku, którzy biegli obok siebie i cicho rozmawiali. Wyglądali na porządnie zmęczonych, a ich czerwone twarze oblewał pot. Włosy przykleiły im się do skóry, oczy i nosy się marszczyły, a klatki piersiowe falowały w zawrotnej prędkości. Jeden z nich szczególnie przykuł uwagę Tomlinsona. Chłopak był wysoki i dobrze zbudowany, i biegł trochę wolniej niż jego kolega. Miał burzę rozczochranych i spoconych loków na głowie, które przewiązał bandaną, co chyba nie wiele mu dało, ponieważ pukle i tak kleiły mu się do czoła i wpadały do oczu. Uśmiech nie schodził z jego twarzy, chociaż zmęczenie malowało się w najdrobniejszym szczególe jego mimiki. Miał zielone oczy, które błyszczały i wręcz się śmiały do mijających go ludzi, co było fascynujące dla tak dobrego obserwatora, jakim był Tomlinson. Krótkie spodenki miał zawiązane nisko na biodrach, a szara bluza spoczywała na jego szerokich ramionach, mając rękawy podciągnięte aż do łokci, gdzie widniało kilka tatuaży.
CZYTASZ
Love in crime || Larry Stylinson
FanfictionLouis Tomlinson to degenerat społeczny, który za swoje "wykroczenia" już dawno powinien gnić w więzieniu. Nie ma prawie nikogo w życiu i próbuje swoją samotność załagodzić gadaniem do złotej rybki, której opowiada o przeżyciach minionych dni. Spędza...