Dzisiejszego poranka Louisa naszła myśl, za którą postanowił podążyć i sprawić ich dwójce uroczy dzień, który miał być tym ostatnim.
Kiedy obudził się z twarzą wciśniętą w loczki Harrego i ręką przerzuconą przez jego talię, w jego głowie zrodziła się wizja romantycznej kolacji. Doskonale wiedział, że Styles lubił ich słodkie chwile, więc postanowił uczcić ostatni dzień wyjazdu i wywołać na ustach Harrego szeroki uśmiech, który ozdobi jego policzek uroczym dołeczkiem. Uśmiechnął się na tę myśl i nieświadomie zaczął stukać opuszkami palców o nagi brzuch Harrego, przez co ten mruknął rozbawiony i odwrócił się powoli w jego stronę.
- Dzień dobry - zaśmiał się i podniósł głowę z poduszek, aby sięgnąć ustami policzka szatyna.
- Obudziłem cię? - zapytał Louis z lekkim poczuciem winy, ponieważ jego myśli odpłynęły do krainy planowania, a jego ręce same postanowiły zacząć zaczepiać Stylesowy brzuch.
- Mam łaskotki, więc jak myślisz? - mruknął sennie, jednak z uśmiechem grającym na jego ustach, kiedy głowa wylądowała na klatce piersiowej Tomlinsona, który przyciągnął go do ciaśniejszego uścisku, składając kilka pocałunków na jego czole. Louis, co prawda, nigdy nie potrafił wyobrazić sobie siebie w takiej właśnie chwili, kiedy budzi się z ukochaną mu osobą i zamiast wstać, szykować się na nowy dzień, oni leżą przytuleni, nie szczędząc sobie słodkich pocałunków, całkowicie zapominając o nocnym zapachu z ich ust. Ale jak widać, Harry odmienił jego życie, zamieniając je na książkowy romans, w który oboje wpadli po uszy.
- To nie było celowe - zachichotał, dzięki czemu głowa Harrego zaczęła delikatnie podskakiwać na jego piersi, przez co rozbawił się jeszcze bardziej, a głośniejszy śmiech zaczął opuszczać jego usta. - Dobra, dobra, przestanę - dodał, kiedy Styles wbił palec w jego bok i zmarszczył brwi.
- Co ci tak wesoło od rana? - zapytał wtulając policzek w ciepłą skórę Louisa i wsłuchując się w ciche bicie jego serca, które było dla niego magiczną melodią. Dla innych byłaby to zwykła oznaka tego, że szatyn jeszcze żyje, a jego funkcje życiowe są prawdopodobnie w normie. Jednak dla Harrego było to czymś, co potrafiło uspokoić jego nawet bardzo zszargane nerwy, utulić do snu albo wprowadzić w stan euforii, związany jedynie z obecnością Louisa.
- Twoje włosy łaskotały mnie po nosie, to tyle - zaśmiał się, a Harry wywrócił oczami i przejechał palcami po swoich loczkach. Obaj lubili takie chwile, kiedy rozmawiali właściwie o niczym, a uśmiechy same wkradały się na ich usta.
- Mogłeś powiedzieć, że to dzięki mnie - parsknął, jednak jego głos przesiąknięty był bezinteresowną miłością, którą darzył Tomlinsona.
- Ależ to całkowicie twoja zasługa - droczył się, sunąc dłonią po łopatkach Harrego, który płaszczył się pod tym miłym uczuciem ciepła na swojej skórze.
- No bardzo jesteś romantyczny - zachichotał i zmienił swoją pozycję tak, aby całym sobą leżeć na niebieskookim, który zaczął się głośniej śmiać i zacieśnił uścisk swoich ramion na talii Harrego. - Cóż, tak mi zdecydowanie wygodniej - dodał rozbawiony, opierając się brodą o mostek Tomlinsona. Wpatrywał się w Louisa z wielką czułością i miłością, która najzwyczajniej w świecie zalewała go całego, kiedy tylko jego myśli albo wzrok pofrunęły w stronę jego chłopaka. To wciąż było czymś niezrozumiałym, że druga osoba była w stanie sprawić jego dzień lepszym, zwyczajnie z nim będąc. Miłość jest cholernie ciekawa, tak jak i trudna, pełna tajemnic i niespodzianek.
- Póki mam czym oddychać, to leż - parsknął i pochylił głowę, aby cmoknąć nos chłopaka, dla którego całkowicie przepadł. Kochał go jak nic innego na tym świecie i był z tego pieprzenie dumny. - Mam świetny pomysł i na pewno ci się spodoba.
CZYTASZ
Love in crime || Larry Stylinson
FanfictionLouis Tomlinson to degenerat społeczny, który za swoje "wykroczenia" już dawno powinien gnić w więzieniu. Nie ma prawie nikogo w życiu i próbuje swoją samotność załagodzić gadaniem do złotej rybki, której opowiada o przeżyciach minionych dni. Spędza...