Ich planowanie imprezy halloweenowej skończyło się na tym, że w ostatnim tygodniu października biegali po sklepach, kupując przeróżne dekoracje i szukając inspiracji na ich przebranie. Bardzo chcieli być taką słodką parą, która będzie do siebie pasowała, a jednocześnie nie będzie to dwójka przereklamowanych wampirów, czy nudnych wilkołaków. Sprawy się trochę komplikowały, ponieważ pomysłów nie mieli tak samo bardzo, jak czasu.
- Lou, naprawdę musimy coś wymyślić – zaśmiał się Harry, idąc z Tomlinsonem między kolejnymi alejkami sklepu. Wszystko było już przystrojone w jesienne kolory, a plastikowe dynie albo kościotrupy wisiały na co drugim regale. Właśnie mijali alejki z dekoracjami na imprezę halloweenową, jednak za nic w świecie nie wiedzieli, jak pokażą się trzydziestego pierwszego października.
- Wiem i to jest straszne – prychnął. To nie tak, że nie mogli zarzucić na siebie białego prześcieradła i robić za duchy. W ostateczności może się na to zdecydują, ale mimo wszystko chcieli zabłysnąć na ich pierwszej wspólnej imprezie w większym gronie. – Liam z Mayą będą jakimiś postaciami z Piratów z Karaibów. Może przebierzemy się za jakichś majtków i będziemy udawać, że była tam taka para?
- O matko, Louis! – parsknął i uderzył się dłonią w czoło. Fakt, odnalezienie homoseksualnej pary, która będzie się im podobała i nadawała na tematyczną imprezę, było dość trudne. Oni chcieli, żeby na pierwszy rzut oka było widać, że są razem. – A ty wiesz, że podobno większość marynarzy było homo?
- Harold, ja nie wiem, skąd ty masz takie informacje? – zaśmiał się Louis, ciągnąc chłopaka za dłoń dalej między półki. – To co? Jednak mój pomysł nie był taki głupi?
- Był i to bardzo – Harry wywrócił oczami, szperając pomiędzy girlandami z czaskami a tymi w kształcie dyni. – Może bądźmy czymś uroczym? Na przykład smerfy. Nie wmówisz mi, że oni wszyscy byli hetero!
- Boże, z kim ja chodzę... – zawył w odpowiedzi, odchodząc kilka kroków od roześmianego Harrego. – Po pierwsze, nie będę jakimś niebieskim stworem. A po drugie, kochanie, to byli bracia!
- Naprawdę? – parsknął i zakrył usta dłonią. – Może masz rację. Papa Smerf nie musiał być ich sugar daddim...
- Nie wierzę, po prostu nie wierzę! – zawołał, a kilka klientów spojrzało na nich wymownie. Tomlinson jedynie wzruszył ramionami i sięgnął po dekoracyjną czapkę policjanta. – A może zróbmy z ciebie policjanta, a ja będę zbiegiem? Ładnie mi w pomarańczowym?
- Louis, nie uważasz, że to trochę zbyt realistyczne? – parsknął, odbierając chłopakowi czapkę. – Poza tym, pomarańczowy nie jest twoim kolorem – dodał, a szatyn zgodnie pokiwał głową. Dalej wpatrywali się w ścianę pełną kolorowych przebrań, dekoracji i bóg wie, czego jeszcze. Byli w tym sklepie od jakiejś godziny, a pomysłu jak nie było, tak nie ma.
- To może dwa klauny? – zaproponował szatyn, sięgając po kolorowe afro. – Zobacz, będzie tęcza!
- Jestem pewien, że tam będzie sporo klaunów, ale jeśli nic nie wymyślimy, to chyba będzie trzeba – westchnął. Podeszli do półki z farbkami do twarzy i kiedy Louis wrzucał do koszyka najróżniejsze kolory, Harrego olśniło. – Mam pomysł! – zawołał, przez co Tomlinson odskoczył w szoku, nie spodziewając się nic takiego ze strony loczka.
- A ja zawał – fuknął, trzymając się w miejscu serca. Styles wydarł mu się prosto do ucha, a jego ekscytacja doszczętnie przeraziła Louisa. – Co to za pomysł?
- Pomalujemy się na muzyków z zespołu Kiss! Ty będziesz miał na oku czarną gwiazdę jak Paul Stanley, a ja te dziwne kształty jak Tommy Thayer! Co ty na to? – zapytał poekscytowany, a jego oczy wręcz się błyszczały. Może nie byli jako jakaś para, ale na pewno wszyscy będą kojarzyć ich z tym samym zespołem, więc pomysł po części zostaje zachowany.
CZYTASZ
Love in crime || Larry Stylinson
FanfictionLouis Tomlinson to degenerat społeczny, który za swoje "wykroczenia" już dawno powinien gnić w więzieniu. Nie ma prawie nikogo w życiu i próbuje swoją samotność załagodzić gadaniem do złotej rybki, której opowiada o przeżyciach minionych dni. Spędza...