11. ten, w którym niebieskie oczy po raz pierwszy spotykają te zielone

530 51 116
                                    

Tak jak Louis sobie zaplanował, wyszedł z domu punt osiemnasta i przekręcił srebrny kluczyk w swoich drzwiach, prowadzących do mieszkania pod numerem dwadzieścia osiem. Przywdział na swoje usta tak znany wszystkim uśmiech, który był nie tyle co szczery, a po prostu na stałe przyszpilony do jego warg. Tomlinson był dupkiem, jednak nie zmienia to faktu, że potrafił się cieszyć z rzeczy tak trywialnych, jaką było wyjście z jego małego mieszkanka i wypełnienie kolejnego, idealnego planu. Cóż, dzisiaj w swoim dzienniku zapisał „dwadzieścia cztery", więc koniec jego przygody zbliżał się nieubłaganie.

Ale czy Louis Tomlinson był dumny albo szczęśliwy z tego powodu?

- Dzień dobry - uśmiechnął się do jednej z lokatorek, która zawsze posyłała mu przyjemny uśmiech. Alice, bo tak nazywała się jego sąsiadka, była starszą kobietą o wielkich, ciemnych oczach. Była dla niego tak ciepła i miła, że nie raz porównywał ją do swojej babci, której nie widział już od lat, a ta tęsknota była wyraźnie odczuwalna w jego sercu.

- Witaj, Louisie - odparła z nieodłączną jej głosowi chrypką. Jej usta wykrzywiły się w starczym uśmiechu, a oczy zniknęły za warstwą zmarszczek uśmiechu - Dawno cię nie widziałam, co u ciebie? - zapytała z czułością i troską, a Louis zawsze podziwiał ją za dobroć, jaką go obdarzała.

- Mam ostatnio więcej zajęć - Louis wzruszył ramionami, jednak zaczął się delikatnie denerwować, kiedy spędzał na klatce schodowej zbyt wiele sekund. Miał plan i musiał się go trzymać, a ten dzisiejszy był wyjątkowy. - Przepraszam, Alice. Nie mam dzisiaj czasu, ale wpadnę do ciebie... może jutro? - zaproponował z lekkim zawahaniem. Uwielbiał towarzystwo kobiety, a za jej szarlotkę i złote rady w każdym temacie, mógłby oddać majątek.

- Nie ma pośpiechu, kochanie - odparła spokojnie i położyła swoją małą dłoń na jego idealnie skrojonej koszuli. - Wyglądasz pięknie, więc domyślam się, że masz jakieś większe plany – zachichotała, poprawiając jego kołnierzyk. - Jakaś randka?

- Alice... - mruknął Tomlinson, a rozczulony uśmiech zagościł na jego ustach. - Jakbym szedł na randkę, to wiedziałabyś to jako pierwsza.

- Oj dobra, nie czaruj - pacnęła go dłonią w ramię, tym samym ponaglając do wyjścia. - Przyjdziesz, to mi się wyspowiadasz. A teraz leć i miłego popołudnia, kochanie.

- Do zobaczenia, Alice - odparł i pokręcił z rozbawieniem głową, żeby za chwilę opuścić ich spokojną kamienice w lekko przyspieszonym tempie. Jednak w swoim planie zakładał, że ktoś może go zaczepić, więc miał zapas minut, które w żadnym stopniu nie zrujnowałyby jego zadania na dziś.

Wsiadł do Charlotte i przejechał delikatnie dłonią po kierowcy, zanim przekręcił kluczyk w stacyjce - Jedziemy, maleńka - zaśmiał się, kiedy do jego uszu doszedł warkot silnika. Wyjechał na ulicę, bacznie obserwując innych kierowców i zwracając uwagę na każdy mijany po drodze znak. Mruczał pod nosem nikomu nieznaną melodię, a opuszkami palców wygrywał jej rytm na kierownicy. Może powinien związać się z branżą muzyczną, skoro sprawia mu to tak dużo radości, jednoczenie relaksująco na niego wpływając?

Porzucił jednak tę myśl, kiedy zaparkował przed dużą willą na skraju miasta. Był to pokaźnych rozmiarów budynek, który na spokojnie mógłby pomieścić w sobie trzy wielodzietne rodziny, z oddzielnym pokojem dla każdego. Fasada budynku była wykończona bielą, gdzieniegdzie przeplataną czerwoną cegłą, co prawdopodobne miało nadać ekstrawagancji całej willi. Ogród rozciągał się na długość kilkudziesięciu stóp, a jego barwy wywołały szerszy uśmiech na twarzy Tomlinsona. Wszystko skąpane było w zieleni, która toczyła nierówną walkę z czerwienią, błękitem, czy różem, które swoim pięknem chciały zaimponować przechodniom. Kwiaty były posadzone w idealnych rzędach, a krzewy przycięte identycznie i równo, co niemało usatysfakcjonowało Louisa. Dzięki chylącemu się już ku zachodowi słońcu, ponieważ zegarek szatyna wskazywał dziewiętnastą dwanaście, niebo przybrało bardziej brzoskwiniowy kolor, a ulicę skąpały się w wieczornych promieniach.

Love in crime || Larry StylinsonOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz