32. ten z wyrzutami sumienia

380 40 34
                                    

- Teraz, to chyba muszę ci powiedzieć – rzekł Harry, kiedy po wyjściu z terenu cmentarza, wybrali się na spacer po parku, gdzie Louis wspominał czasy dziecięcej niewinności. Czuli się znacznie lepiej po tej uczuciowej rozmowie i zapewnieniach, których obaj potrzebowali. Odciążyło ich to i wiedzieli, że mogą sobie ufać bezgranicznie.

- Co? – zdziwił się Louis, skręcając w kolejną nieznaną nikomu ścieżkę. Trzymał mocno dłoń Stylesa, który oddawał uścisk, co jakiś czas gładząc jego skórę palcami. – Harry, co jest? – zapytał, widząc, jak chłopak ciężej oddycha i widocznie się denerwuje.

- Pamiętasz, co się działo, kiedy się poznaliśmy, prawda? – mruknął drżącym głosem, a Louis pokiwał głową i pociągnął ich w stronę oddalonej od ludzi polanki. Usiedli w wysokiej trawie, gdzie szatyn położył głowę na udzie Harrego i bawił się jego palcami leżącymi na jego brzuchu. – Miałem wtedy zlecenie. Ktoś anonimowo zgłosił się do agencji, w której pracuję, i zlecił nam, a właściwie mi, zabić Michaela Aloniego – wyrzucił z siebie, zaciskając mocno powieki i sztywniejąc na całym ciele. Louis spojrzał na niego bez zrozumienia, po czym podniósł się i pogłaskał jego policzek.

- Kochanie, jednak to ja byłem tym, który go zabił – parsknął, całując go delikatnie w policzek i odgarnął kosmyk za jego ucho. Oczywiście, myślał o tym, skąd jego słodki Harry wziął się w domu Aloniego, w dodatku z bronią, ale nie chciał tego rozpamiętywać. Prawdopodobnie Styles nie dorównuje mu w skali jego okrucieństwa, więc Louis całkowicie nie przejmuje się tym, że miał kogoś zabić. Cóż, to jego chleb powszedni, prawda?

- Tak, wiem – skinął głową, wtulając policzek w dłoń Tomlinsona. – Jestem mordercą na zlecenie, Louis. Zamordowałem już kilkanaście osób – westchnął, a jego głos nie był wiele głośniejszy od szeptu. Ciało mu drżało z nerwów, a oddechy stawały się głębokie i bolesne.

- Harry, popatrz na mnie – powiedział, odwracając twarz chłopaka bardziej w swoją stronę. – Słuchaj, nie chciałem ci na razie tego mówić, ale to też nie był mój pierwszy raz. Kiedyś ci to wszystko wyjaśnię, obiecuję. Jednak wiedz, że to dla mnie w porządku. Może nie powinno, ale jest. Jestem ostatnią osobą, przed którą powinieneś się stresować – mówił to, stykając ze sobą ich czoła. Cieszył się, że chłopak mu się zwierzył, ale nie lubił widzieć go zdenerwowanego lub smutnego. Już wystarczająco się dzisiaj spłakali, trzymając się w ramionach.

- Mówisz serio? – zapytał cicho, przenosząc dłonie na kark Tomlinsona. Szczerze mówiąc, nigdy nie spodziewał się takiej reakcji po chłopaku. Oczekiwał raczej, że Louis się zdziwi i zdystansuje, albo powie mu, że nie będzie się już nigdy z nim zadawał i żeby natychmiast się od niego wyprowadził. A tu nie dość, że chłopak przyjął to bez żadnego problemu, to jeszcze wyjawił mu kolejną tajemnicę swojego życia.

- Pewnie, że tak, Harry – zachichotał i wpił się w rozciągnięte w uśmiechu wargi chłopaka. Popchnął go na trawę i opadł na jego klatę piersiową, gładząc dłonią bok loczka, wkradając się palcami pod materiał koszulki. Potrzebował go upewnić w tym, że nie mówi tego po to, żeby go zbyć. On naprawdę uważał, że to nic takiego. Może to nie jest byle problemik, ale Louis był bardzo wyrozumiały. Żyjąc jego stylem życia, nie mogło być inaczej. – Bardzo cię kocham i nic tego nie zmieni – powiedział, przenosząc swoje pocałunki na szczękę i szyję Harrego, który zaczął chichotać, czując łaskoczące go kosmyki włosów i ciepłą dłoń, która powoli wędruje po jego ciele.

- Też cię kocham – odparł po dłuższej chwili. Zastanawiał się, czy nie opowiedzieć szatynowi czegoś więcej. Wyspowiadać mu się ze wszystkiego, co może i nie może mu powiedzieć, ponieważ wiedział już, że Louis zawsze go wysłucha i nie będzie oceniał, a po wszystkim po prostu powie mu, że go kocha. Tak długo szukał kogoś takiego w swoim życiu i oto jest!

Love in crime || Larry StylinsonOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz