6. ten z Amsterdamem

640 56 103
                                    

- Amsterdam? - powtórzył Louis, patrząc na Liama z wielkimi oczami. Pamięta, jak jako dzieciaki pojechali na obóz zagraniczny właśnie do stolicy Holandii. Mają stamtąd wiele dziwacznych i zabawnych wspomnień, bo właśnie tam wypili swoje pierwsze wspólne drinki w prawdziwym barze, zrobili sobie maleńkie, pasujące do siebie tatuaże i spędzili najlepszy miesiąc swojego szesnastoletniego życia. - Nie żartujesz? - zaśmiał się i poruszył brwiami, a zdezorientowana Eleanor po prostu wpatrywała się w chłopaków z wielkimi oczami.

- Absolutnie - odparł ze śmiechem, kręcąc gwałtownie głową. - Radzę wam się lecieć spakować, bo samolot jest jutro o dwudziestej - parsknął, a Louis uderzył się dłonią w czoło. Liam jest najbardziej psychicznym psychologiem, jakiego było mu dane kiedykolwiek poznać, a można mu wierzyć na słowo, zna ich wielu.

- Jesteś pojebany, Payno - skwitował Louis, mocząc kolejne frytki w sosie i nadgryzając swojego burgera. Co prawda miał on trochę za dużo ogórka, ale Louis olał to, zapijając zbyt zdrowy smak kolejnym łykiem zimnego piwa. - Co nie, El? - dodał po chwili, a dziewczyna zachichotała nieśmiało, co wywołało jedynie głośniejsze westchnięcie i wywrócenie oczami Tomlinsona.

- Dobrze, zatem... Do zobaczenia jutro? - niezręczną ciszę przerwał cichy głos Liama, który wpatrywał się z milczącą Eleanor i pochłoniętego w swoich frytkach Louisa. Nie bardzo wiedział, o czym miałby rozmawiać z kimś takim jak hipotetyczna dziewczyna Tomlinsona, chociaż on nawet nie wiedział, co się między nimi dzieje, więc niekomfortowo było mu siedzieć i patrzeć w pusty kufel po piwie.

- Już się zmywasz? - zapytał Louis marszcząc brwi i unosząc niepocieszone spojrzenie na swojego przyjaciela. Siedzieli w tej knajpce może pół godziny, więc oczywistym było, że Louis nie chciał jeszcze rozstawać się z Liamem. Niby widywali się codziennie, ale wiadomo jak to działa w przyjaźniach.

- Powinienem się spakować i jeszcze zajrzeć do gabinetu - mruknął ze wzrokiem wbitym w złączone na stoliku palce. - Poza tym, trochę na ostatnią chwilę się wam wprosiłem, więc...

- Jasne - przerwał mu Tomlinson, kiwając delikatnie głową. Od zawsze Liam nie umiał znaleźć wspólnego języka z Eleanor, która i tak nigdy nie poświęcała mu uwagi, biadoląc jedynie do Louisa. A Liam, będąc, a przynajmniej starając się być osobą miłą, lubianą i kulturalną, nie przepadał za drętwą ciszą, którą oczywiście mógłby przerwać chociażby opowiadając o swojej pracy, ale doskonale wiedział, że jedyną osobą, która go będzie jej słuchała, będzie staruszka ze stolika obok. - Jeszcze raz dzięki za propozycję - uśmiechnął się i sięgnął nad stolikiem, szturchając delikatnie ramię Liama, który pokręcił rozbawiony głową i wstał z miejsca.

Pożegnali się krótko, po czym Louis i Eleanor zostali sami przy swoim stoliku, rozpoczynając luźną i niezobowiązującą rozmowę. Tak właściwie, to ciężko stwierdzić o czym mówili, ponieważ Louis głównie udawał, że słucha, jak dziewczyna opowiada mu o jakimś wypadzie z przyjaciółką, na którym była w ubiegłym tygodniu. Uśmiechał się cały czas, nie dając po sobie poznać, że całkowicie nie interesują go słowa Eleanor. Coraz bardziej dochodził do wniosku, że nie mają wspólnych tematów do rozmowy, a on jedynie jej słucha, wtrącając czasem krótki komentarz, ale nie było to zbyt pasjonujące.

Niedługo później postanowili się rozdzielić i spakować choć część bagaży na ich podbój Amsterdamu. Louis był naprawdę podekscytowany, a miłe wspomnienia jedynie wzmagały jego poczucie zadowolenia. Już od jakiegoś czasu miał ochotę wyjechać z Londynu - nawet jeśli tylko do jakiejś angielskiej wioski - aby odetchnąć od zgiełku miasta, przytłaczających go, nudnych i szarych dni. Chciał przejść się pustym polem pełnym jeszcze niewyrośniętych kłosów pszenicy, jeszcze zielonych gałązek lawendy i ledwo odbijających się od ciemnej ziemi kwiatów słoneczników. Marzyło mu się zanurzyć dłoń w zimnej wodzie bystrego strumyka, odnaleźć gładkie kamyki w jego kryształowej toni. Położyć się na soczysto zielonej trawie, zanurzając palce w jej wysokich źdźbłach, pogwizdując znaną jedynie ptakom melodię. Albo chociażby przejść się pustym lasem, wdychając ujmujący zapach sosen i kopiąc pojedyncze szyszki, całkowicie relaksując się kojących dźwiękach lasu.

Love in crime || Larry StylinsonOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz