44. ten ze świętami

372 39 82
                                    

Następne dni płynęły im pod znakiem wiecznego zdenerwowania i niepewności. Harry chodził spięty i trochę nieobecny, a Louis często przyłapywał go na niemym płaczu w jego uścisku. Mimo że próbował się dowiedzieć, co się stało podczas rozmowy z Simonem, loczek nie zdradził mu prawie nic i zbywał tym, że Cowell to pieprzony dupek.

Louis jednak doskonale wiedział, że cokolwiek ma zrobić albo dowiedział się Styles, mocno go ruszyło. Nie miał serca dręczyć go pytaniami i robić przesłuchania, więc jedynie przytulał go ciaśniej, całował w oba policzki i mówił, że bardzo go kocha. Chciał załagodzić jakoś jego złe dni i wymyślał wiele ciekawych randek lub atrakcji, dzięki czemu uśmiech wracał na usta Harrego; Harrego, który próbował jedynie zapomnieć.

Z dnia na dzień obaj uśmiechali się więcej i wracali do normalności 'bez płaczu'. Kontynuowali swoje leniwe weekendy na kanapie, zawijając się w kocyk i pijąc gorącą czekoladę. Louis niejednokrotnie tracił zainteresowanie zwykłą rozmową i zaczynał przymilać się do Harrego, który szerzej się wtedy uśmiechał i z zaangażowaniem oddawał pocałunki chłopaka. W takich momentach czuł się szczęśliwy, ale jak tylko Tomlinson szedł chociażby do łazienki, przerywając ich sesję tulenia się, oczy loczka zachodziły łzami, a on czuł, że nieuniknienie czas mu się kończy. A właściwie nie jemu, a Louisowi. Musi dość szybko wymyślić, jak ostrzec chłopaka albo jak zapobiec Simonowi. Póki co, pragnie niebieskookiego w swoich ramionach. Na zawsze.

Był już grudniowy wieczór, kiedy Tomlinson wszedł do ich sypialni ze śmiechem, trzymając w dłoniach garnek i dwie pary puchatych rękawiczek. Wyszczerzył się do Harrego, który oczekiwał na jego powrót z jakimiś chrupkami, na które obaj jeszcze chwilę temu mieli ochotę. Rzucił przedmioty koło nóg chłopaka i w przerwie od fal śmiechu, powiedział: - Pójdziemy ulepić bałwana?

- Naprawdę? – zapiszczał Styles, wystrzeliwując z łóżka jak rakieta. Louis uśmiechnął się od ucha do ucha i pokiwał energicznie głową. W ostatniej chwili złapał Harrego pod udami, kiedy ten wskoczył na jego talię, tuląc go i ze śmiechem całując po policzkach. – Ty nawet nie wiesz, jak dawno tego nie robiłem, a jak bardzo to kocham! – zawołał, wciąż wisząc na szatynie. Zaatakował jego usta, a roześmiany Louis oparł się o ścianę, aby nie stracić równowagi i nie wywrócić ich o jakiś mebel. Nie wiedział, że sprawi swojemu chłopakowi tyle radości lepieniem bałwana, ale kiedy zobaczył padający za oknem śnieg, wymarzył sobie zimowe zabawy.

- Jesteś najsłodszym chłopakiem na Ziemi – sapnął Louis, przyciskając głowę Harrego do swoich ust. Obaj chichotali w pocałunku, aż Styles zeskoczył na ziemię i nie pociągnął szatyna za rękę. – Harry! Jeszcze rękawiczki – zaśmiał się, na co loczek wywrócił oczami i pędem pognał po rękawiczki, garnek i, jak się okazało, marchewkę. Później szybko założył ciepłe buty i opatulił się grubą kurtką, szczerząc się do Louisa i przestępując z nogi na nogę. Wyglądał jak mały chłopiec – trochę wyrośnięty, ale wciąż mały – który czekał na pierwszy śnieg tej zimy, aby ulepić pięknego bałwanka.

- Chodź – zachichotał, widząc, jak Tomlinson polowi sznuruje buty i celowo wszystko przedłuża, chcąc drażnić się z Harrym.

- A szalik? – prychnął i zawiązał na szyi loczka puchaty szalik, który właściwie był jego, ale wyszedł z założenia, że Styles będzie w nim wyglądał dużo lepiej. Poprawił błękitny materiał przy jego brodzie i pociągnął za końcówkę szalika, przez co Harry się schylił i zrównał twarzą z tą jego. Tomlinson zaśmiał się i pocałował rozciągnięte w uśmiechu wargi młodszego chłopaka, zanim ten nie wypchnął go ze śmiechem z mieszkania.

- Dasz mi łapkę? – wyszczerzył się Harry, wyciągając ukrytą w ciepłej rękawiczce dłoń, i wędrując nią do ręki Louisa. Szatyn roześmiał się, jednak pokiwał głową i chwycił Stylesa, wymachując ich dłońmi w górę i dół. – Kocham cię, Lou – zachichotał, przysuwając się trochę bliżej Louisa.

Love in crime || Larry StylinsonOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz