27. ten ze wspólnym powrotem

374 41 43
                                    

Harry prawie biegł do szpitala, kiedy pielęgniarka zadzwoniła do niego z informacją, że Louis w jego towarzystwie zdecydowanie czuje się lepiej i Styles może przyjść do niego poza godzinami odwiedzin, jeśli tylko ma czas. I to było bardziej niż oczywiste, że mimo szóstej rano, loczek zerwał się z łóżka i ogarnął się w błyskawicznym czasie, aby wsiąść w samochód i pojechać do swojego ukochanego. Nie przejmował się brakiem śniadania i ciężkimi powiekami, które niechętnie pozostawały otwarte, wlepiając swoje senne spojrzenie w drogę. Nie spał wiele poprzedniej nocy, ponieważ zbyt wiele emocji buzowało w jego głowie i sercu. Już nie płakał ze smutku i wielkiej niewiadomej, co do stanu Louisa. Teraz skakał z radości, ściskając mamę w najciaśniejszym uścisku świata. Los w końcu odwrócił się do nich dobrą stroną.

Mijał szpitalne korytarze, które o tej godzinie świeciły pustkami, a gdzieniegdzie mógł spotkać jakiegoś lekarza. Mknął po śliskiej podłodze, aby jak najszybciej spotkać się z pielęgniarką, której powinien kupić naprawdę dobre wino za to wszystko, co dla niego robi. Może nie byli jakimiś bliskimi sobie ludźmi, ale Harry często z nią rozmawiał, kiedy przychodziła do Louisa i podawała mu leki albo sprawdzała jak się ma. Za każdym razem kobieta mówiła, że Tomlinson jest szczęściarzem mając kogoś takiego jak Harry, na co loczek sowicie się czerwienił i mocniej ściskał dłoń Louisa. Robiło mu się cieplej na sercu, kiedy widział czuły uśmiech pielęgniarki, która jako jedyna w tym szpitalu potrafiła zrozumieć tęsknotę Stylesa. Naginała trochę przepisy, mówiąc Harremu wszystko o stanie zdrowia Louisa i pozwalając mu spędzać tu całe dnie.

- Dzień dobry – wysapał cały czerwony na twarzy, próbując unormować swój rozszalały oddech. Kondycji nie miał najgorszej, ale taki bieg po zaledwie trzech godzinach snu, zaostrzonej astmie i w tak wielkich emocjach, był co najmniej bolesnym doświadczeniem. Miał to jednak głęboko gdzieś i jeśli ktoś kazałby mu przebiec jeszcze dziesięć takich dystansów, zanim mógłby spotkać się z Louisem, zrobiłby to bez najmniejszego zawahania.

- Pan Styles? – zdziwiła się i wyszła zza kontuaru, gdzie uzupełniała jakieś notatki w kartach zdrowia. – Nie spodziewałam się pana tak szybko. Wszystko w porządku? – zapytała, widząc zdyszanego Harrego, który trzymał rękę na piersi, drugą opierając się o ścianę.

- Tak, tylko trochę biegłem – machnął dłonią, przymykając na chwilę powieki i koncentrując się na głębokich wdechach.

- Trochę? Dzwoniłam do pana niecałe czterdzieści minut temu – powiedziała z podziwem i wielkim uśmiechem na ustach. Domyślała się, że chłopak przypędzi tu jak najszybciej może, ale nie, że zajmie mu to trochę ponad pół godziny. Przecież słyszała, że wyrwała go ze snu swoim telefonem. – Może to nie moja sprawa, ale zdążył pan coś zjeść? Bufet jest dopiero od dziesiątej.

- Zaopatrzyłem się w banana – parsknął, wskazując na torbę wiszącą na jego ramieniu. Już wczoraj spakował się na dzisiejszy wyjazd do szpitala, aby rozładować trochę swoich emocji. Pojechał do mieszkania Louisa i wziął więcej wygodnych rzeczy, które nie były jego, ponieważ ostatnimi czasy przynosił do szpitala jedynie swoje bluzy i koszulki. Liczył na to, że Tomlinson już za chwilę się obudzi i chciał, aby mógł ubrać się w coś swojego, co doda mu swobody i komfortu. – Mógłbym? – zapytał cicho, wskazując głową na salę Louisa, która była oddalona od nich o kilka kroków.

- Oczywiście, ale musze pana uprzedzić, że za godzinę przychodzę – uśmiechnęła się i poklepała go po ramieniu. – Jeśli stałoby się coś zanim się pojawię, to proszę mnie zawołać. Niech pan do niego leci.

- Tak, pamiętam – pokiwał głową i posłał kobiecie ciepłe spojrzenie. – Dziękuję!

Poszedł pędem pod sale, zatrzymując się przed drzwiami, aby nie wejść tam zdyszany. Nabrał powietrza do płuc i pchnął drzwi, podchodząc do łóżka szatyna z gigantycznym uśmiechem na ustach. Wzrok utrzymywał na swoich palcach, bojąc się spojrzeć na nieprzytomnego chłopaka, bo jeśli by to zrobił, prawdopodobnie rozpłakałby się ze szczęścia, że jest tu razem z nim.

Love in crime || Larry StylinsonOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz