36. ten z numerem dwadzieścia pięć

355 42 18
                                    

Obowiązki są ważne, prawda?

Z tą myślą Louis od kilku dni planował, co zrobi dwudziestego ósmego września. Chodził wściekły, ponieważ miał zbyt długa przerwę, a czas niesamowicie go gonił. Dodatkowo, miał wrażenie, że przez pobyt w szpitalu i bezgraniczną miłość do Harrego, wyszedł trochę z wprawy. Jednak on musi to zrobić, nieważne jak bardzo jest z tego niezadowolony.

Kiedy Harry pojechał do kwiaciarni, całując Louisa na pożegnanie i obiecując, że nie wróci zbyt późno, Tomlinson wszedł do ich sypialni i odnalazł swój dziennik. Odkąd Styles z nim mieszka, musi go trochę bardziej chować, więc odnalazł dla niego idealne miejsce pomiędzy ścianą, a ramą ich łóżka. Harry nigdy tam nie zajrzy w obawie przed wielkimi pająkami albo czymś jeszcze, więc Louis trzyma swoje sekrety w ścisłej tajemnicy.

Otworzył dziennik na konkretnej stronie i spojrzał na swoje zapiski.

„28.09 – numer dwadzieścia pięć"

To było jasne. Każde morderstwo musiało odbyć się dwudziestego ósmego dnia miesiąca. To była szczególna data dla Louisa, więc tak było i koniec.

Dwadzieścia pięć natomiast, było kolejnym numerem jego ofiary. Cóż, na przestrzeni miesięcy zgromadził pokaźną liczbę trupów na swoim koncie. Całe szczęście, że koniec jest już tak niedaleko.

„dupek"

Tak, dokładnie takie hasło Louis zapisał w swoim zbrodniarskim dzienniku. Czemu? Ponieważ ten facet zdążył wkurzyć go tyle razy, że nie potrafi tego zliczyć. Jeszcze nie spotkali się twarzą w twarz, ale Tomlinson prowadzi staranne obserwacje i zbiera przydatne informacje, więc w ciągu zaledwie tygodnia, przykleił taką łatkę swojej ofierze. Właściwie zrobi coś dobrego dla ludzkości, pozbywając się ze świata takiego dupka.

„klub, bar"

Cóż, to chyba nie wymaga wyjaśnień.

Michiel"

A konkretniej Michiel Huisman - holenderski członek angielskiego klubu książki. Louis nie wiedział, czy te informacje przydadzą mu się do finalnej zbrodni, jednak zaśmiał się w głos, kiedy dowiedział się, że ten facet w każdy poniedziałek jeździ na herbatkę do pani Davis, gdzie wspólnie z jej starszymi przyjaciółkami czytają romansidła i rozmawiają nad tragizmem postaci. Nie jego sprawa, ale zaskoczył się niezmiernie, w szczególności, że Huisman okazał się niezłym chamem.

Louis uśmiechnął się i zamknął dziennik, widząc, że jest tam już wszystko, czego potrzebuje. Odłożył go na miejsce, dosuwając łóżko do ściany i przy okazji poprawiając pościel. Miał to z głowy i teraz wystarczyło mu jedynie czekać na piątkowe popołudnie, kiedy wybierze się do klubu lub baru i rozprawi z tym facetem. Zagada go na temat tych jego nudnych książek i zwabi w okolice parku, gdzie pochłonie go tafla błyszczącego jeziora. Plan był skromny, ale skuteczny, a tylko to się liczy.

Kilka godzin później do ich mieszkania wrócił Harry. Całkowicie przemoczony i zziębnięty Harry. Wyglądał jak siedem nieszczęść, ponieważ po drodze spotkała go wielka ulewa, a szedł pieszo i nie miał okazji wsiąść w żaden autobus. Dodatkowo kończył się wrzesień, więc temperatura na zewnątrz nie przekraczała piętnastu stopni, mrożąc chłopaka zimnym wiatrem.

- Mój boże, Harold! – zawołał Louis, kiedy w drzwiach stanął loczek, z którego wręcz kapała woda. Nos miał czerwony, a twarz bladą, więc Tomlinson naprawdę się nieźle przeraził. – Przebieraj się, zrobię ci herbatę – zadecydował, ciągnąc Harrego do ich sypialni.

Styles bez słowa ubrał się w ciepłą bluzę i grube skarpetki, po czym zawinął się w kłębek na łóżku, przykrywając się po uszy kołdrą. Zmarzł niemiłosiernie i był już pewny, że w przeciągu kilku godzin dopadnie go przeziębienie, z którym będzie walczył przez kilka następnych dni.

Love in crime || Larry StylinsonOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz