Rozdział 2.20

614 27 0
                                    

Weszliśmy na pusty długi korytarz. Trzymając odbezpieczoną broń w pogotowiu zaglądaliśmy do pustych teraz sal przesuwając się powoli wzdłuż korytarza. W każdej sali znajdowało się co najmniej 10 pustych łóżek. Ich ,,właściciele" pewnie właśnie wykrwawiali się na śmierć lub czekali w dalszym rzędzie na swoją kolej. Bo nie oszukujemy się - plan ,,unieszkodliwić, nie zabić" był równie prawdopodobny jak zaćmienie w danym momencie słońca. Nikt nie będzie stał bezczynnie kiedy rzuca się na niego dziecko z białą bronią i okrzykiem wojennym gotowe zabić wszystko co stanie mu na drodze lub co gorsza mierzy do niego broni palnej.
Chociaż korytarz był wyludniony to nie traciliśmy czujności. Dokładnie sprawdzaliśmy wszystkie sale zmierzając w kierunku ostatnich drzwi. Im bliżej znajdowaliśmy się tego miejsca tym odczuwałam większy ból głowy. Jakby wspomnienia próbowały się przebić przez skorupę i kazać uciekać. Docierały do mnie tylko urywki...wielki ból, tracenie przytomności...krzyki o utracie dużej ilości krwi...wieźli mnie chyba ja jakimś łóżku...a potem ciemność. Nie potrafiłam tych wspomnień dopasować do żadnych wcześniejszych, co przerażało mnie jeszcze bardziej. Oddech stawał się coraz bardziej płytki, a na czoło wystąpiły krople potu.
Po sprawdzeniu wszystkich sal pozostały nam już tylko te ostatnie drzwi. Towarzysze ustawili się bo bokach z wymierzoną bronią w stronę drzwi gotowi do strzału, a mnie przypadł zaszczyt otwarcia drzwi. Wzięłam trzy głębokie wtedy i złapałam za klamkę. Zważyłam ją powoli i pchnęlam lekko drzwi które powoli otworzyły się na całą szerokość. Przed nami znajdowała się dużą sala przypominająca salę operacyjną. Na środku stały co najmniej 3 stoły a wokół było pełno najróżniejszego sprzętu od skalpeli po banderze. Panował dość duży bałagan jakby pakowali się w pośpiechu. Ale nie to było najważniejsze. Na samym środku zastaliśmy dwie osoby. Jedna z nich siedziała na wózku inwalidzkim. Rozpoznałam w nim głównego założyciela tej organizacji. I już dawno wpakowała bym mu kule w łeb gdyby nie zasłaniał się młodą dziewczynką przyciskająć jej do gardła skalpel.
- Witaj Kate. Wiedziałem, że jeszcze się spotkamy. Czekaliśmy na ciebie.
- To koniec. Odłóż nóż.
- Cóż na chłodne przywitanie. No dalej młoda przywitaj się. - zwrócił się do dziewczynki przyciskając jej mocniej skalpel do gardła aż popłynęła strużka krwi.
Rana raczej nie groźna ale nie to zmroziło mi krew w żyłach. Dwa słowa które wypowiedziała dziewczynka na pewno znajdują się na prawie każdej liście słów kobiet, jakie chcą usłyszeć w swoim życiu. Ale na pewno nie spodziewałam się ich w tym momencie i nie w tym miejscu!
- Część mamo...

(403)
Po dość długiej przerwie pasuje wreszcie spróbować zakończyć tą historię. Oczywiście nie jest to ostatni rozdział i mam nadzieję że niedługo będzie następny :)

Jesteś Moja (Część 1 i 2)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz