Rozdział 2.9

1.4K 88 16
                                    

Biegnę.
Instynkt przejął kontrolę.
Bezszelestnie nabieram prędkości.
Jestem dzika, nikt nie nigdy nie oswoi.
Jestem niewidzialna, nikt mnie nie zobaczy.
Jestem szybka, nikt mnie nie namierzy.
Zobaczysz mnie tylko wtedy, kiedy ci na to pozwolę.
Twoje życie jest teraz w moich rękach. To ja decyduję, czy pozwolę ci żyć...


Tego samego dnia rano

Zdążyłam już zjeść śniadanie, kiedy usłyszałam pukanie do drzwi.
- Proszę.
Z drzwiach stanął Jonatan. Jego zacięta mina mówiła sama za siebie, że ma mi coś ważnego do powiedzenia i wcale mu się to nie podoba.
- Tak?
- Chciałaś abym wyznaczył termin... zróbmy to dzisiaj. Ale nie myśl sobie, że mi się to podoba. Przygotuj się. Zaczynasz jak się ściemni.
- Dobrze.
Wyszedł bez pożegnania. Siedziałam jeszcze chwile w bezruchu ana moich ustach powoli pojawiał się uśmiech.

 Siedziałam jeszcze chwile w bezruchu ana moich ustach powoli pojawiał się uśmiech

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

Nareszcie.

Podeszłam do szafy i wybrałam najlżejsze ubrania i swoim dawnym zwyczajem zwinęłam je z zgrabny rulon aby nie utrudniał biegu.
Resztę dnia postanowiłam spędzić relaksując się na lekturze w ogrodzie.
Jeszcze pokarzę tym wszystkim twardzielom, że z dziewczyną się nie zadziera. A szczególnie z tą, która potrafi pokazać pazurki.

Godzinę przed planowanym rozpoczęciem w ciszy medytowałam w swoim pokoju. Wyciszyłam wszystkie myśli i rozluźniłam wszystkie mięśnie.
Usłyszałam pukanie do drzwi.
- Proszę.
Przyszedł Jonatan. Przez chwilę stał w bezruchu jakby sam toczył walkę ze swoimi myślami.
- Muszę ściągnąć ci obrożę... Możesz jeszcze zmienić zdanie.
- Wiem, że byłoby to dla ciebie najlepsze rozwiązanie, ale ja nie zmieniam zdania. Nie jestem tchórzem.
- Wcale nie uważam cię za tchórza. Po prostu to jest niebezpieczne. Ja... martwię się o ciebie.
Podszedł u uklęknął przede mną na podłodze. Złapał mnie za ręce i delikatnie ścisnął. Patrzył mi głęboko w oczy. Mogłam w nich dostrzec tyle sprzecznych emocji...
- Proszę... zostań.
Pochyliłam się delikatnie w jego stronę całując go delikatnie w policzek, a on oparł głowę na moim ramieniu i ciężko westchnął.
- Nie przekonam cię...
Wrócił do poprzedniej pozycji a rękami sięgnął do mojego karku. Po chwili opuścił je trzymając w nich obrożę. Zdążyłam się już przyzwyczaić do jej widoku w odbiciu w lustrze. Nawet pasowała to rockowego ubioru.
- Udowodnię ci, że możesz mi zaufać.
- Nie musisz mi niczego udowadniać. Ufam ci, a ją już dawno powinienem ci  ściągnąć.
Posiedzieliśmy jeszcze chwilę w ciszy.
Kiedy nadszedł czas, wstałam i zabrałam wcześniej przygotowane rzeczy. W ciszy ruszyliśmy do wyjścia. Miałam na sobie tylko luźne krótkie spodenki i koszulkę, której nie będzie mi szkoda po przemianie. Nie zamierzałam ryzykować i rozbierać się do naga. Jeszcze by mnie ktoś zobaczył. Tu aż się roi od strażników. Na ramiona zarzuciłam szlafrok aby nie świecić swoim dość niestosownym strojem. Jonatan szedł za mną w stronę frontowych drzwi.
W milczeniu przeszliśmy do ogrodu zatrzymując się przy linii lasu. Ściągnęłam szlafrok i mu go podałam. Co jak co, ale on się jeszcze przyda. Jonatan stał ze spuszczoną głową. Pogładziłam go delikatnie po policzku. Spojrzał na mnie z lękiem i z obawą w oczach.
- Wrócę. Do zobaczenia.
Odwróciłam się, wzięłam rozbieg i skoczyłam w zarośla przybierając swoje drugie obliczenie nie zważając na towarzyszący temu ból.
WOLNOŚĆ.


(491 słów)

Jesteś Moja (Część 1 i 2)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz