Rozdział 2.14

1.2K 64 5
                                    

KATE
W ciszy mijaliśmy kolejne pomieszczenia które pewnie na zawsze pozostaną dla mnie zagadką.
Lochy znajdowały się parę metrów pod ziemią przez co wokół można było odczuć niższą temperaturę i wilgoć.
Postanowiłam trzymać się z tyłu i pozostać w roli obserwatora.
Kiedy dotarliśmy pod właściwe drzwi strażnicy stanęli na baczność. Jednak kiedy Jonatan kiwnął im głową ruszyli w stronę wyjścia.
- Emmm Jonatan, uważam że strażnicy powinni zostać.
- Wiem co robię.
Przekręcił klucz i wszedł do celi, a ja podążyłam za nim. Coś czuje że to się źle skończy...

JONATAN
Przez ostatnie wydarzenia dużo się zmieniło. Nie uszło mojej uwadze, że nie wszystkim się to podoba. Żołnierze są lojalni i nie sprzeciwią się moim rozkazom ale słyszałem już jak rozmawiają między sobą na mój temat.
Muszę pozamykać jeszcze parę spraw zanim podejmę się wyzwania dogadania z bratem.
Mój stosunek do Kate także uległ zmianie. Zrozumiałem, że nie mogę jej trzymać tylko dla siebie i że nie czuję do niej tego co mi się wydawało że czuje. Pozostaniemy w przyjacielskich stosunkach. Jeśli będzie tego chciała...

Wchodząc do celi mało co nie wszedłem w tacę z jedzeniem. 
- pff, już lepsze jedzenie dostają żebraki na ulicy. Nie mam zamiaru tego jeść.
- Twoja sprawa.
- O proszę, przyprowadziłeś też koteczka. Mogę podrapać? Hahaha!
Słyszałem już jak Kate warczy i skrobie pazurami po ścianie więc postanowiłem odwrócić od niej jego uwagę.
- Kto dowodził bandą buntowników, kiedy zaatakowaliście zamek?
- Nic ci nie powiem.
- Aż tak ci było źle? Miałeś wysoką pozycje, szanowali cie... I tak po prostu to zaprzepaściłeś? Jaką podali cenę?
- Zmianę.
- Zmianę?! Niby jaką.
- Oj głupcze, nie rozumiesz. Nie chodzi o zmianę otoczenia czy materialną. Chodzi o wewnętrzną zmianę. Ale co ty możesz wiedzieć...
Przerwał mi cichy głos Kate.
- Aż tyle warta była ta zmiana? Że dawałeś sobą pomiatać i biegałeś koło nich jak pies z wywalonym jęzorem czekając na rozkazy?
Jego oczy pociemniały i wymierzył w nią palec.
- Nie masz prawa nazywać mnie psem. Ja przynajmniej zachowałem wolę a nie byłem ich marionetką.
- Ty to nazywasz wolą? Ilu dla nich zabiłeś? Ile razy splamiłeś się krwią niewinnych?
- Nikt z nich nie był bez winy. Wspólnie zwalczaliśmy ten plebs który nie ma prawa chodzić po tej samej ziemi co my!
- Bzdury! Oni nic nie zrobili!
- Zrobili. Sprzeciwili się woli pana.
- Zabije cie! Zapłacisz za to tak samo jak oni!
Rzuciła się na niego, jednak zanim dosięgły go jej pazury, ten wzbił się w powietrze przybierając postać kruka i wyleciał z celi.
- Niech to szlag!
- A nie mówiłam?


(403 słowa) 



Jesteś Moja (Część 1 i 2)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz