Rozdział 2.15

1K 46 1
                                    

LUCAS

- Znalazłem ją! - zawołałem wbiegając do gabinetu Dymitra bez pukania.
- To dobrze.
- To dobrze? To wszystko? Trzeba ją stamtąd zabrać!
- Uspokój się Lucasie. Domyślam się, że mój brat zabrał ją do zamku ojca, ale nie możemy tam pójść. Ma pod władzą armię, która nie zawaha się ciebie zabić jeśli uzna że stanowisz choćby najmniejsze zagrożenie dla jej władcy. Nie skrzywdzi jej bo uważa że może go zmienić. Zabierzemy ją stamtąd ale trzeba użyć raczej dyplomacji niż siły co będzie dużym wyzwaniem biorąc pod uwagę nasze relacje.
Opadłem na krzesło obok drzwi. Cały zapał wyparował i została bezradność.
- Nie chce tyle czekać. On ją więzi. I nią manipuluje.
- Wiem że to dla ciebie trudne... musisz być silny. Weź pod uwagę, że dotyczy to konfliktu który trwa od lat.
- Wiem... przepraszam.
- Nie przepraszaj. Odzyskasz ją. A poza tym zdajesz sobie sprawę jak bardzo się naraziłeś zbliżając się do tej posiadłości? Mogłeś zginąć!
Spuściłem wzrok. Miał racje. Postąpiłem lekkomyślnie dając się zauważyć strażnikowi. Ale zrobiło mi się ciepło na sercu, że się o mnie martwi. Że mu na mnie zależy.

KATE

- Straż! Natychmiast złapać mi to wstrętne ptaszysko! Nie pozwólcie mu uciec!
Jonatan wybiegł z lochów krzycząc do pierwszych strażników jakich napotkał na drodze. Na szczęście na zewnątrz było dość chłodno więc służba nie otwierała okien. Co nie zmieniało faktu, że intruz mógł się ukryć na całej powierzchni zamku.
Sama też gotowałam się w środku, że nie postawiłam na swoim aby strażnicy z nami zostali, więc uznałam, że należy pomóc w poszukiwaniach.

Po paru godzinach udało nam się go odnaleźć i wtrącić do lochów. Po zakończonej akcji postanowiłam pójść do pokoju Jonatana. Zastałam go stojącego przy drzwiach prowadzących na balkon i wpatrującego się w dal. Zza chmur wyszedł księżyc i oświetlił jego twarz. Wyraźnie można było zauważyć cienie pod oczami i zwieszone ramiona.
- Nie powinno to mieć miejsca. Mój błąd mógł nas wszystkich dużo kosztować.
- Nie obwiniaj się. Całę szczęście że go znaleźliśmy.
Delikatnie dźwignął kąciki ust w wymuszonym uśmiechu.
- Więc znasz go z laboratorium?
Westchnęłam siadając na łóżku tyłem do niego i zaczęłam mówić ściszonym głosem. W zamku panowała idealna cisza więc bez problemu mógł mnie usłyszeć.
- Trafiliśmy tam mniej więcej w tym samym czasie. Różnica polegała na tym, że ja starałam się za każdym razem im opierać, a on aż sam się prosił aby to jego wysyłali na akcje. Po pewnym czasie nie dawali mu już nawet tego antidotum zniewalającego które podawali wszystkim pozostałym. Wykonywał ich polecenia z własnej woli zabijając wiele osób. Tylko nie liczni w trakcie eksperymentów dostali zdolność zmiany kształtu. On jako ptak bez problemu mógł się dostać w wiele miejsc więc było im to na rękę.
Dymitr podszedł do mnie i uklęknął przede mną trzymając za ręce.
- Z tą różnicą, że on jest wstrętnym śmierdzącym ptaszyskiem, które wiecznie coś knuje. Ty jesteś pięknym walecznym tygrysem który ceni dobro innych ponad swoje.
Schlebiło mi to określenie.
- Podjąłem decyzje. Jutro wyjeżdżamy.
- Dokąd?
- Najwyższa pora porozmawiać z moim bratem.



(483 słowa)


Jesteś Moja (Część 1 i 2)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz