5.

109 12 0
                                    

- Zabiją nas kiedyś przez ciebie. Jak nic. - syknąłem podminowany na kolegę.

Strażnik mający nas pilnować już nawet nie zwracał uwagi na ton naszych głosów, przynajmniej dopóki nie krzyczeliśmy. Był w szoku podobnie jak my, po tym jak wampirzyca potraktowała występek 1830. Zwłaszcza że jego język sporo odbiegał od tego, którego od nas się oczekuje.

- Nie przesadzaj. - burknął cicho, kończąc równomierne rozkładanie jajecznicy na dwudziestu talerzach.

- Ja mam nie przesadzać? A ty jak nie potrafiłeś utrzymać języka za zębami to niby nie przesadzałeś?

Nic nie odpowiedział. Zawiesił jeszcze niżej głowę nie zaprzestając swojego krzątania po kuchni. Wyglądał jak zbite szczenię z podkulonym ogonem. Doskonale wiedział że zachował się wtedy niesamowicie głupio i gdyby nie odstające od normy zachowanie dziewczyny był by martwy, a przy tym również ja, gdyby wampirzyca miałaby na to tylko ochotę.

Westchnąłem już nieco spokojniejszy i uderzyłem go po przyjacielsku w ramię z pięści na co ten gwałtownie uniósł wyżej ten pusty łeb z zaskoczeniem w oczach.

- I tak musimy kiedyś umrzeć. - spojrzałem na niego niby poważnie ale w końcu nie wytrzymałem i zacząłem się cicho śmiać, a ten razem ze mną.

- No to żeś powiedział stary. - wydusił z siebie między śmiechem, kiedy ja już dawno byłem spokojny.

- Nie gadaj tylko wkładaj talerze.

Sam już pakowałem pierwsze naczynia na pokład wózka z kółkami. Całe pięć półek było sowicie zapełnione od talerzy z niewielką ilością jedzenia, choć my naturalnie nie mogliśmy marudzić. Zdarzało się bowiem tak, że do ust wkładało się marne ochłapy takie chociażby jak gałązki od winogron czy pomidorów byle żeby choć odrobinę przyćmić głód. A to wszystko po to by pomóc kolegom, którzy byli wycieńczeni po walkach albo tuż przed nimi i potrzebowali przez to bardziej strawy.

- Ej, a nas, w sumie, to jest z 58 no nie?

Skinąłem znudzony na nagły i opóźniony przypływ geniuszu mojego czasem tępego kolegi. Nawet sam to mówił chyba jakiś czas temu jeśli się nie mylę.

- A mamy na 60 porcji... - zmrużył oczy próbując połączyć ze sobą te fakty. - Czyli... - zaczął znów powoli - dla czterech osób będzie dodatkowe pół porcji. - znowu kiwnąłem głową. Naturalnie nadmiar jedzenia zawsze był na korzyść ale tylko do pewnego momentu. Zawsze bowiem groziła bójka o jedzenie jeżeli (zwłaszcza świeżo przybyli) byli już na skraju prawdziwego wycieńczenia z głodu. - Jak to niby rozdzielimy?

Westchnąłem w zamyśleniu zaczynając pchać wózek do drzwi łączących kuchnię z jadalnią.

- Jedna porcja na pewno dla 1312 - najstarszego z nas wszystkich. Był w naszym legionie od czterech lat ale miał trzydzieści dwa lata i jako jedyny spędził poza murami ponad 20 lat. Czasami opowiadał nam historie o tamtym świecie, a wtedy wszyscy słuchaliśmy go jak zaczarowani i rozmarzeni jednocześnie, że życie tam, nawet dla wilkołaka przypomina raj w porównaniu z tym co się dzieje tu. - Jedna dla dzieciaka i pozostałe dwie dla walczących niedługo.

Chłopak natychmiast skinął z zadowoleniem na moją propozycję.

Rozmawialiśmy jeszcze dobrą chwilę o błahych tematach ze strażnikiem u boku cierpliwie wysłuchującego naszego dialogu bez żadnych wtrąceń. Nawet specjalnie się nie koncentrował na nas. Byliśmy w końcu grzeczni i potulni jak baranki nie licząc incydentu z wampirzycą.

W końcu po dobrych kolejnych kilku minutach stania niemal bezczynnie przy ladzie do wydawania posiłków zaczęli wchodzić strażnicy. Były dwie kolumny, każda po cztery osoby, każda kolumna pilnowała porządku przy jednym z dwóch stołów przy których odbywały się posiłki.

GladiatorOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz