39.

56 7 12
                                    

Gapiłem się jak zahipnotyzowany na pana Aslanovę, który z każdą setną sekundy wyglądał na co raz bardziej wściekłego. Na szczęście Rose wyrwała nas z letargu. Wstała i grzecznie przywołała mnie do siebie ruchem ręki.

Skuliłem się w ramionach, po czym unikając kontaktu z ojcem Rose, oraz przemykając samymi brzegami ustawiłem się tuż obok krzesła mojej pani. Wampirzyca uśmiechnęła się przepraszająco do ojca, a pocieszająco do mnie. Wyciągnęła nawet ukradkiem dłoń. Odszukała nią moją rękę i delikatnie nią ścisnęła w ramach wsparcia.

Wampir zaczął jak gdyby nigdy nic jakiś temat ignorując wręcz po mistrzowsku całą służbę. Jedynie kogo pewnie miał jeszcze na uwadze to Aleksa, tylko po to, aby ten rozkazywał innym. Zachowaniem wręcz do złudzenia przypominał mi Żarówę z legionu. Wszystko musi być tak jak on chce, a cała reszta nie istnieje. Rose musiała odziedziczyć zachowanie po matce, skoro nie jest taka jędzowata.

Naprawdę starałem się skupić na ich rozmowie, ale gdy po raz enty usłyszałem o winie, krwi oraz cały tuzin obcych nazwisk mój umysł sam się wyłączył. Przestałem analizować, więc tylko stałem i popatrywałem na Dylana oraz resztę służby. Kręcili się wokół Aslanovych, niczym cyklon, a ci w głuchym środku trwali w spokoju.

Przez tą nieuwagę nie usłyszałem, jak pan się mnie o coś spytał. Wróciłem na ziemię, dopiero gdy Rose ścisnęła mocniej moją dłoń. Już wtedy jednak wampir wyglądał na dość zdenerwowanego.

- Mógłbyś powtórzyć mój panie? Proszę.

Aleks zaśmiał się złośliwie. Zgrzytnąłem zębami. Usłyszał to. Wiem, że usłyszał, a świadomość, że to go bawiło jeszcze bardziej była wyniszczająca.

- Widzisz Katherine? Dlatego nie powinnaś była wybierać sobie takiej przybłędy. Nawet nie słucha tego, co się do niego mówi!

- Tato...

- Wiem, wiem. Pozwoliłem ci przecież wybrać. Masz rację. Zarezerwowałaś tą salę co zawsze? Na cały sezon?

- Tak.

Mężczyzna uśmiechnął się jakoś krzywo. Nie spodobał mi się ten wyraz twarzy. Odruchowo zacisnąłem pięści, zapominając, że trzymam Rose. Zdusiła odgłos bólu, ale posłała mi karcące spojrzenie nad ramieniem.

- A co do ciebie kundlu. - fiołkowe oczy wampira, niemal identyczne do tych Rose wlepiały się teraz we mnie. - Puść moją córkę.

Natychmiast zabrałem ręce. Rose wybałuszyła odrobinę oczy, zdziwiona że dostrzegł ten drobny gest. Mój pan nic sobie z tego nie zrobił (po raz kolejny z resztą) i kontynuował w najlepsze przerwaną rozmowę.

Kucharze w międzyczasie podali wiele różnego rodzaju półmisków z mięsami, warzywami, owocami oraz specjalnie przyrządzonymi orzechami. Zaraz po tym rozstawili dziwnego rodzaju sprzęt naprzeciwko i zaczęli pokaz. Patrzyłem jak oniemiały na sztuczki zdające posiadać w sobie prawdziwy pierwiastek magii.

Zaczęło się niby niewinnie - od połykacza ogni, jednak krew zawrzała wszystkim z podziwu, gdy wypluł nagle z głębi piersi całą wstęgę. Ogień buchnął tuż nad głowami siedzących. Mnie by przypiekło, gdybym się odpowiednio wcześniej nie uchylił.

Kolejni byli wróżbiarze. Każdy z nich miał zawiązane oczy oraz twarz pomalowaną na biało, a w miejscu oczu mieli wielkie, przerażające czarne plamy. Zęby pomalowane na czarno szczerzyły się w paskudnym uśmiechu, od którego przechodziły dreszcze. Trójka wróżbiarzy poprosiła wampiry oraz Aleksa o resztki jedzenia i niedopitego wina. Oddali je z zaciekawieniem tuż pod ręce ślepców. Każdy z nich sięgnął do talerza i zebrał pełną garść kości, skórek, wykałaczek czy innych odpadków. Poruszali się przy tym z taką gracją, jakby nic im oczu nie przysłaniało.

GladiatorOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz