22.

55 9 0
                                    

Głośne wrzaski. Kolorowe materiały mieniące się wesoło w blasku zapalonych lamp. Wieczorne niebo rozpalone przez setki gwiazd i jeden, samotny, tłusty księżyc. Wszystkie spojrzenia skupione tylko na mnie i na przyszłym zawodniku, którego zapowiada spiker.

Nic do mnie nie dociera. Czuję tylko rozpierającą energię, którą bez potrzeby starałem się kontrolować, aby zachować pozory opanowania.

Moje szóste mistrzostwa. Szósty raz jestem w finale. Szósty raz przeżywam to samo.

Drzwi naprzeciwko otwierają się z głośnym skrzypnięciem. Żołądek zawiązuje się w ciasny supeł z nerwów, a palce u stóp wbijają w podsypaną cienką warstwę piachu na posadzce. Niby jestem szkolony przez całe życie, ale z jakiegoś powodu, ten moment przed walką, tuż przed rozpoczęciem starcia przeżywam wraz z widownią.

Z czarnego pomieszczenia wyłania się powoli demon. Błyska do widowni szerokim uśmiechem i zalotnymi, złotymi spojrzeniami.

Prychnąłem cicho i przemieniłem w wilkołaka podchodząc nieco bliżej, kiwając się lekko na boki.

- Znów się spotykamy cyfereczko. - puścił mi oczko rozjuszając niespokojne stworzenie wewnątrz mnie wiecznie żadne krwi.

- Mortem. - wychrypiałem w odpowiedzi.

- Zapamiętałeś moje imię! Dziękuję. - skłonił się nisko chichotając głośno. - To będzie ostatnie, które wypowiesz przed śmiercią.

Gdzieś daleko w tyle rozbrzmiał dzwon pozwalający rozpocząć walkę. Cztery ogromne ekrany rozbłysły miliardami wesołych kropek tańczących po całej ich szerokości. Mimo tak jasnych sygnałów, żaden z nas się nie ruszył. To była nasza walka nie ich i zaczniemy ją, gdy będziemy mieli na to ochotę. Po ciele demona również widziałem, że tego wieczoru nie ma ochoty zaczynać kiedy będą mu kazać.

- To samo mówiło pięć innych osób stojących na twoim miejscu.

- To pięć innych osób też cię pokonało? - pokiwał się na piętach szczerząc bezczelnie. - Dusiło, a gdy już miały wygrać, ten dupek postanowił, - tu spojrzał kątem złotych oczu wprost na niecierpliwiącego się monarchę. - że możesz jednak pożyć chwilę dłużej?

- Mimo tego, wszystkie zdechły.

- Zdychają psy, ale my, demony, umieramy. Zapamiętaj to sobie kundlu.

I wystrzelił nagle jak z procy. Ledwie zdążyłem zarejestrować ruch, a już czułem piekącą ranę na środku torsu. Odepchnąłem diabła najdalej jak mogłem, zawarczałem wściekle, kładąc uszy po sobie i wyszczerzyłem wszystkie zęby.

Pochyliłem się nisko, podchodząc parę kroków, aby pod koniec wystrzelić pełną prędkością atakując biodra chłopaka. W ostatniej chwili uchylił się, zatapiając pazury w moich plecach, po czym przeciągnął po całej ich długości. Odwet był słodki. Złapałem go za ogon i wystrzeliłem daleko poza zasięg jego pazurów. Demon zasyczał głośno, gdy tylko poczuł z jaką siłą go pociągnąłem, ale nim zdążył wykonać jaki kolwiek inny ruch to już go powalałem na ziemię. Założyłem pętlę z jego ogona na szyi i powolutku zaciskałem co raz mocniej ze spokojem patrząc, jak oczy się wywracają pokazując paskudnie czerwone niteczki wijące się po całym białku oka. Mortem wił się, skomlał i drapał wszystko wokół, ale nic to nie dawało.

- Tamten szczyl... twój... - wychrypiał ledwie. Spiąłem się automatycznie. - Ten... szaro-złoty wilk... ty go szkoliłeś... a ja zabiłem...

Co? Chyba źle usłyszałem. To niemożliwe przecież!

Rozluźniłem przypadkiem uchwyt, na co ten obkręcił się dziwnie, założył mi nogi na szyję od tyłu i mocno pociągnął do tyłu, zrywając z siebie.

GladiatorOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz