34.

47 8 2
                                    

Końskie kopyta stukały głośno o posadzkę, co mnie osobiście doprowadzało do szewskiej pasji. Mimo to siedziałem obok drepczącego w miejscu Amaro. Koń prychał na mnie co chwilę i próbował podgryzać, ale ja mu się nie dawałem! Rose kazała mi przypilnować tą bestię, a sama w tym czasie wyszła przed stajnie poczekać na George'a. Na samą myśl o nim futro jeżyło mi się na ciele.

Amaro zrobił kolejne okrążenie wokół mnie prychając przy tym niemiłosiernie blisko moich uszu. Traf chciał, że gdy zamiatałem podłogę ogonem ze zdenerwowania, przypadkowo podłożyłem go prosto pod nogę zwierzęcia. Wstrzymałem powietrze aby nawet nie jęknąć z bólu.

Oddech wrócił dość szybko i natychmiast skoczyłem na cztery łapy. Warknąłem groźnie na to przeklęte bydlę. Zarżał ze złością, ale uspokoił się niemal od razu, gdy pokazałem mu kły.

Położyłem uszy po sobie i uparcie gapiłem się nadal w horyzont oczekując pani i tego przydupasa-George'a.

Usłyszałem ich dużo wcześniej niż zobaczyłem, przez co zirytowany mocniej ścisnąłem lejce w pysku, za które trzymałem, aby to bydle obok mnie nie uciekło. Amaro również zastygł, ale nie byłem pewien czy to na widok kolejnego wilka czy konia, przy którym szły oba wampiry.

Ruszyliśmy do lasu niespełna kilka minut później. Rose trzymała mnie na długiej lince i jechała za George'm, przez co mieliśmy idealny widok na tego patafiana. Amaro w przeciwieństwie do mnie jednak nie ukrywał swojej niechęci do wampira. Gdy tylko miał podjechać bliżej za każdym razem zaczynał się szarpać i prychać.

Głównie dzięki temu zacząłem patrzeć na niego przyjaźniej. Nie lubimy tej samej osoby, a to już jest coś co nas łączy.

Wilgotna ziemia przyjemnie wchodziła między opuszki łap i uwalniała wszystkie zebrane zapachy z ostatniego czasu. Nabrałem głęboko powietrza i naraz wyczułem zwierzę. Musiało być duże, bo zapach rozchodził się też wokół mnie. Chyba, że to stado.

Szczeknąłem głośno zwracając na siebie uwagę Rose. Spojrzała na mnie z szerokim uśmiechem.

- Masz trop? - odszczeknąłem niskim głosem przeskakując nad korzeniem drzewa. - Ares ma trop! - krzyknęła do George'a i puściła linkę. - Prowadź.

Nareszcie wyciągnąłem ciało sięgając łapami jak najdalej. Tempo, w którym dotąd biegliśmy było wręcz śmieszne, a teraz mogę pokazać na co naprawdę mnie stać.

Bez problemu wyminąłem mężczyznę i pognałem dalej na przód, ale nie zostałem na długo sam. Dołączył do mnie drugi wilk z już wywalonym językiem, jednak błysk w oku wystarczył mi za potwierdzenie, że jest chętny do nawet jeszcze większego wysiłku.

Podążaliśmy za zapachem lasu, ziemi, jagód i korzonków. Co chwila skręcaliśmy i przeskakiwaliśmy przez przeszkody, aż Georg zaklął głośno. Z tyłu usłyszałem jak jego koń rży głośno i z głośnym stukiem kopyt się zatrzymuje. Aslanova z nim została, ale wilk wampira nadal biegł, więc ja również nie zamierzałem odpuszczać.

Zapach zaczął się robić intensywniejszy. Położyłem uszy po sobie i jeszcze przyspieszyłem. Drugi wilk zawarczał głośno i nagle bez żadnego uprzedzenia wyminął mnie, wskoczył na pień przed nami i skoczył daleko.

Rozległo się kwilenie jakichś zwierząt. Warknąłem wściekły. To miała być moja ofiara! Pognałem w jego ślady i również wybijając się od drzewa zeskoczyłem w lekkie zagłębienie, gdzie była cała rodzina brunatnych bestii. Małe dziki już znikały gdzieś na horyzoncie ale locha i odyniec szarżowały na drugiego wilka.

Uśmiechnąłem się szeroko czując dziwną istotę, która się poruszyła wewnątrz mnie. Zabawę czas zacząć! Wskoczyłem najpierw na samca mocno wbijając przy tym pazury w jego grzbiet. Zaryczał wściekły, wierzgnął parę razy i wpadł oszalały prosto w lochę, która biegła prosto na drugiego drapieżnika.

GladiatorOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz